Gruba ryba, hardy okoń czy pospolity leszcz?

Z niekłamaną radością i dużym zainteresowaniem przyjąłem niedawną wiadomość o tym, że na naszym lokalnym rynku medialnym pojawił się profesjonalny dziennikarz. Wreszcie! Po ponad 30 latach od likwidacji cenzury, wprowadzenia zasad wolnego rynku i wolności słowa (przynajmniej teoretycznie) na łaskarzewskie prasowe bezrybie miał wpłynąć okaz niebanalny. Po wielu latach posuchy i amatorszczyzny mamy wreszcie profesjonalistę z dziedziny dziennikarstwa, na co Łaskarzew z pewnością zasługuje. Bezapelacyjne! Przyjrzyjmy się zatem czy na nasze spokojnie, zamulone nieco, prowincjonalne wody medialne wpłynęła właśnie grubsza ryba, drapieżny szczupak, hardy okoń, czy może jednak śliski piskorz, niepozorna płotka lub pospolity leszcz.

Foto: Pixabay.com

Dorobek dziennikarski pana Mikołaja Stępnia ogranicza się do kilku artykułów, podkastów i wywiadów, opracowanych w ramach stażu czy też praktyk w portalu Euroactive (łącznie naliczyłem ok. 7 sztuk) oraz do jednego (słownie jednego) materiału „dziennikarskiego”(?) w postaci wpisu na grupie facebookowej Łaskarzew, w ramach indywidualnej (jak sądzę) inicjatywy w obszarze spraw lokalnych. Młody dziennikarz (jak sam się przedstawia) postanowił wziąć na warsztat mój skromny tekst mówiący o tym, w jaki sposób, za pomocą jakich technik, przedstawiciele lokalnych grup interesów i miejscowych klik próbują eliminować z debaty publicznej osoby krytyczne wobec poczynań obecnej władzy lokalnej, wykorzystując do tego prymitywne acz skuteczne metody: szykany, zastraszanie i cenzurę. Te i cały szereg innych aspektów działań społeczników i polityków, opisane i udokumentowane w zaprezentowanym artykule, nie spotkały się niestety z zainteresowaniem profesjonalnego dziennikarza.  

Szykany, wykluczenie, drwiny młodych i starszych działaczy społecznych, ordynarne i wulgarne wpisy pana radnego, nagminna cenzura, o których piszę w swoim tekście „Debata o Łaskarzewie […]” zamieszczając konkretne przykłady, zdają się nie przeszkadzać młodemu żurnaliście, czemu daje on wyraz (w kontekście wykluczenia i cenzury) również w dyskusji pod rzeczonym wpisem własnego autorstwa.

Są jednak kwestie, które szczególnie niepokoją medialnego profesjonalistę i zdają się spędzać sen z jego powiek: to szybko rosnąca popularność strony internetowej wŁaskarzewie.pl (polecam wszystkim łaskawej uwadze) oraz szereg niewygodnych pytań, jakie ośmieliłem się wreszcie postawić seniorowi Kaczorowskiemu (ktoś musiał). Pytań o jego polityczną przeszłość i ew. przynależność do partii politycznych, organizacji społecznych czy wszelkiej maści służb za czasów PRL przed 1989 r. Powyższe dwa zagadnienia zdają się zajmować i niepokoić pana Stępnia najbardziej.

„Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem”

Na początku swojego wpisu profesjonalny dziennikarz prezentuje całą serię zastrzeżeń i wykrętów, mówiących o tym, czego NIE wie, na czym się NIE zna, czego NIE twierdzi, czego NIE zamierza, co go NIE interesuje, czym NIE jest prezentowany przez niego tekst, do czego się NIE odwołuje.

To dosyć duży bagaż niewiedzy, nieumiejętności i braków kompetencyjnych jak na dziennikarza. Profesjonalista powinien znać i rozumieć poruszany temat, dobrze orientować się w opisywanych zagadnieniach, tak by umieć w odpowiedzialny, rzetelny, obiektywny sposób przybliżyć je czytelnikom. Jeśli czegoś nie wie, nie potrafi, nie rozumie, czy nie opanował, powinien pogłębić poszukiwania, uzupełnić wiedzę, nadrobić braki.

Zadziwiające jest przy tym stanowisko, jakoby profesjonalnego dziennikarza nie interesowało „funkcjonowanie lokalnych władz” i „rzekome naruszenia w zakresie działania urzędu miasta” – tę sprawę pozostawia „bardziej kompetentnym” od niego.

Czyżby młody profesjonalista nie zdążył się jeszcze dowiedzieć, albo już zapomniał, że jednym z podstawowych, kluczowych zadań dziennikarza jest obserwacja życia społecznego, gospodarczego i politycznego, patrzenie na ręce działaczom publicznym, politykom, władzy i dostarczanie opinii publicznej rzetelnych, bezstronnych informacji?

Profesjonalista powinien też panować nad wykorzystywaną formą dziennikarską na tyle dobrze, by nie musieć popełniać niezgrabnych przypisów o tym czym jest a czym nie jest jego materiał. Przekaz, rozumienie tematu, zajmowane w sprawie stanowisko powinny być jasne i wynikać z treści samego tekstu. Szereg poczynionych zastrzeżeń nie zwalnia też młodego dziennikarza z odpowiedzialności za słowo, zarówno w obszarze etycznym, społecznym, jak i prawnym.

Wymówki i zastrzeżenia dziennikarza Stępnia przypominają parodię kultowego, filmowego cytatu: „Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem” ale jednak się wypowiem.

Niewielkie doświadczenie, nikły dorobek i ewidentne braki kompetencyjne, do których sam przyznaje się młody dziennikarz nie przeszkadzają mu stawiać się w roli medialnego eksperta, który w facebookowym wpisie postanowił przeprowadzić „krytykę metody dziennikarskiej używanej w portalu” wŁaskarzewie.pl. I jak sam przyznaje postanowił tego dokonać na podstawie pojedynczego tekstu „Debata o Łaskarzewie […]”, jednego z ponad 60 obszernych (w większości) materiałów opublikowanych na powyższej stronie, których jestem autorem.

Niezwykły przypadek seniora Kaczorowskiego

Tak jak już wcześniej napisałem, obok rosnącej popularności strony wŁaskarzewie.pl największym problem dla autora wpisu były pytania skierowane przeze mnie do seniora Kaczorowskiego (został tak scharakteryzowany na stronie internetowej Stowarzyszenia CIA, którego jest członkiem zarządu). Gdyby profesjonalny dziennikarz miał zamiar zachować należytą staranność na elementarnym poziomie, zweryfikowałby źródła i sprawdził dyskusję na łaskarzewskim forum. Kilka tygodniu temu, po publikacji jednego z tekstów, senior Kaczorowski zadał mi pytanie na grupie Łaskarzew (jeszcze przed zablokowaniem mnie) o powody mojego zainteresowania sprawami naszego miasta. Odpowiedziałem grzecznie, merytorycznie i konkretnie, rewanżując się podobnym pytaniem, na co pan Kaczorowski odpowiedział w sposób insynuacyjny i opryskliwy. Czyli, że co? Pan Kaczorowski może wypowiadać się opryskliwie, grubiańsko atakować, odpytywać, wykluczać z debaty, cenzurować, ale nie musi odpowiadać na bardzo proste acz kluczowe pytania o swoją polityczną proweniencję i partyjne powiązania sprzed 1989 r.?

Na stronie internetowej wspomnianego stowarzyszenia o panu Kaczorowskim możemy przeczytać co następuje:

„Ostatnie 20 lat przed emeryturą pracował w administracji centralnej, ostatnio w Ministerstwie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa. Aktywny senior.”

Jeśli założyć, że dziś ma on ok. 85 lat, to w roku 1989 miał 53 lata- prosta matematyka. Nie wiem, kiedy przeszedł on na emeryturę, ale możemy przyjąć, że przez co najmniej 10 lat pracował w „administracji centralnej” za czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (dane przybliżone). Dlatego postawione przeze mnie pytania są ze wszech miar zasadne. I nie bez znaczenia dla lokalnej społeczności.

Profesjonalny dziennikarz, który zajmuję się „krytyką chwytów retorycznych” powinien odróżniać „argumenty personalne” (argumentum ad personam) i „dyskredytujące szykany” od pytań o przeszłość partyjną i polityczną proweniencję seniora Kaczorowskiego.

Zadziwiające jest również to, z jaką łatwością profesjonalny dziennikarz pomija treść przytoczonych przeze mnie wypowiedzi bohaterów artykułu „Debata o Łaskarzewie […]”. Nie zwraca najmniejszej uwagi ani na bezpodstawny, szkalujący wpis Patryka Błachnio, ani na opryskliwe, grubiańskie komentarze seniora Kaczorowskiego, czy też wulgarne wypowiedzi radnego Głowackiego. Tych oczywistych faktów młody dziennikarz nie bierze pod uwagę w swoim tekście. Nie sądzę również aby dokonał zawodowego wysiłku i zweryfikował inne wpisy, czy to radnego Głowackiego (m.in. zamieszczony przez niego film z gołymi dup..i na śniegu- w finale młoda, naga dziewczyna rozkłada nogi w ośnieżonym strumieniu) czy wcześniejsze wpisy seniora Kaczorowskiego, choćby te z kwietnia 2021 r.

W jednym z nich senior Kaczorowski podaje film z wierszykiem „o zerach” (zawierający m.in. obrzydliwe passusy o księżach, Radiu Maryja i ojcu Rydzyku), o Pawle Kukizie: „Kukiz jesteś szmatą pisowską” (ciekawe co na to lokalne struktury PIS rządzące aktualnie miastem i powiatem?), czy też fragment mojej książki z komentarzem próbującym zdyskredytować mnie jako dziennikarza. Książki, która sprzedała się w kilku tysiącach egzemplarzy, miesiącami zajmowała pierwsze miejsce na liście bestsellerów największej księgarni prawicowej w Polsce. Totalitarne scenariusze i pandemiczne prognozy zawarte w tej publikacji realizują się właśnie na naszych oczach.  

Co do uwag o spiskowym sposobie myślenia, to młody dziennikarz nie próbuje nawet zauważyć, że w zarządzie stowarzyszenia, które miało udzielić wsparcia nieformalnej grupie młodych łaskarzewiaków (czym chwalił się publicznie jeden z założycieli grupy) znajduje się i pan Kaczorowski, i pan Łukasz Laskowski- brat redaktora Laskowskiego, którego inicjatywy i pomysły realizuje właśnie grupa Łaskarzew2030. Gorliwym poplecznikiem żony pana redaktora Laskowskiego, czyli naszej pani burmistrz, jest pan Fryderyk Głowacki (co nie jest żadną tajemnicą). Kółko się zamyka, a myślenie spiskowe staje się społeczną praktyką dnia codziennego naszego małego miasteczka. Rączka rączkę myje. 

Co jeszcze nie przeszkadza profesjonalnemu dziennikarzowi?

O poziomie debaty lokalnej i poziomie świadomości historycznej świadczy wpis niejakiego Bogdana Mroza pod udostępnionym na łaskarzewskiej grupie tekstem „Debata o Łaskarzewie […]”. Tenże pan Mróz posuwa się do następujących stwierdzeń pod moim adresem:

 „Napiszę jednak ,że autor, NIE JEST MI ZNANY.A to oznacza ,nie istniejesz chłopie ,nic dobrego nie dokonałeś i obawiam się nie dokonasz ,bo tylko pisanie ci w głowie .” (teść, w tym interpunkcja, oryginalna).

W tym samym wpisie pan Mróz relatywizuje, żeby nie powiedzieć gloryfikuje, byłych komunistów, milicjantów i ubeków, pisząc:

„osobiście znałem wielu komunistów ,ubeków ,milicjantów,wojskowych i tyle ci powiem ludzie są różni ,od niektórych nie spodziewałem się, a mieli honor i kręgosłup, gdyby nie ich postawa to tamten system do dziś byłby u nas w kraju” (teść, w tym interpunkcja, oryginalna).

Na powyższe wpisy pana Bogdana Mroza nie zareagował NIKT. W ten sposób, za pośrednictwem mediów społecznościowych, kreowana i kształtowana jest świadomość historyczna młodych i starszych łaskarzewiaków. Gloryfikacja komunistów, milicjantów i ubeków.

Tylko jedna osoba, i to trzeba oddać, Patryk Błachnio (poza przytaczanym w niniejszym tekście S. Świerczyńskim), stwierdził w informacji skierowanej do mnie (a miała to być informacja publiczna), że będąc jednym z administratorów grupy Łaskarzew nie wiedział, że zostałem z niej wyrzucony, i że uważa, że „jest to cenzura, która nie powinna mieć miejsca.” Jeden człowiek. Cała reszta młodych wilków i starych lisów, wybitnych działaczy samorządowych, wielbiących demokrację i wolność słowa nie zareagowała publicznie na jawną cenzurę, wulgaryzmy, opryskliwe wypowiedzi i wykluczające komentarze. NIKT.

Najwidoczniej są to już ich standardy myślenia i sposoby codziennego działania. Szyderstwo, zastraszenie, wykluczenie, cenzura.

Podobnym praktykom na grupie Łaskarzew został poddany Sławomir Świerczyński. Tuż po udostępnieniu artykułu „Debata o Łaskarzewie […]” niemal natychmiast został zaatakowany przez niejakiego Piotra Żabczyńskiego, który zarzucił S. Świerczyńskiemu spamowanie. Po kilku godzinach, bez wiedzy nadawcy (S. Świerczyńskiego) jego wpis z linkiem do ww. artykułu został z grupy Łaskarzew usunięty. Tak w praktyce wygląda cenzura i ostracyzm w łaskarzewskich mediach społecznościowych.

Na pytanie tegoż S. Świerczyńskiego, czy autor artykułu (tj. SAD) będzie miał możliwość zamieszczenia riposty na krytyczny wpis M. Stępnia, profesjonalny dziennikarz odpowiedział, że: „To już pytanie nie do mnie, a do administratorów grupy. Nie wiem czego został zablokowany”, a chwilę wcześniej tenże M. Stępień stwierdził: „wydaje mi się, że dalej może wyświetlać posty, pomimo, że nie może komentować czy prostować.” Czyżby młody dziennikarz nie przeczytał tekstu, który poddał surowej krytyce czy też nie rozumiał o czym sam pisze?

Powyżej przytoczone przykłady to oczywiście drobiazgi i detale. Z nich jednak składa się lokalna debata. Poprzez podobne praktyki, dziesiątki razy ograniczana była możliwość publicznej wypowiedzi wielu mieszkańcom miasta.

Wbrew twierdzeniom młodego dziennikarza i wbrew realnym działaniom osób opisanych przeze mnie w artykule „Debata o Łaskarzewie […]” jestem za jak najszerszym udziałem łaskarzewiaków w lokalnej debacie publicznej. O tym, m.in., jest ten tekst. Byle tylko było wiadomo kto jest kim i czyje interesy reprezentuje (może reprezentować). Całą resztę powinni ocenić mieszkańcy naszego miasta.

Sprostowania i przeprosiny

Jako, że dziennikarz Mikołaj Stępień dopuścił się, w mojej ocenie, całego szeregu nieścisłości, nieprawdziwych sformułowań, obraźliwych stwierdzeń, insynuacji i pomówień w omawianej tu publikacji pod moim adresem, oczekuję sprostowań i przeprosin odnośnie poniżej przytoczonych wypowiedzi:

NIE INTERESUJE mnie czy jest on ‘prawicowym szurem’.”

„NIE ZNAM bowiem sprawy na tyle dobrze, by udowodnić, że portal faktycznie sieje dezinformację na temat funkcjonowania lokalnych władz, bądź nie.

Iluzja merytoryczności i dziennikarskiego profesjonalizmu

Autor opiera swoją krytykę głównie na argumentach czysto emocjonalnych i personalnych.”

autor chce jedynie zdyskredytować osoby, które się z nim nie zgadzają

Ciągle widzimy wskazywanie palcem określonych osób i przypisywanie im negatywnych epitetów pokroju ‘gburowatego wilczka’, celem ich kompromitacji

Oczywiście autor nie odnosi się do wspomnianych metod i działań grupy Łaskarzew 2030

Powiedzieć, że pan Kaczorowski został w tej części zmieszany z błotem jako osoba, a nie jako działacz społeczny, to jak nic nie powiedzieć.

według autora nie mają prawa ani nikogo krytykować, ani  udzielać się społecznie

Zarzucając wszystkim wykluczanie z debaty publicznej, autor sam stosuje chwyty retoryczne mające na celu wykluczyć oponenta.

Jeśli się ze mną nie zgadzasz, to na pewno dlatego, że byłeś komunistą za PRL, albo dlatego bo nie jesteś stąd. Nie warto cię więc słuchać

Jest zwyczajną, osobistą szykaną, mającą zdyskredytować pana Kaczorowskiego jako osobę.

Myślę, że najłagodniej mówiąc, Krzysztofowi Kaczorowskiemu należą się od redaktora przeprosiny za te szykany w jego stronę.

Nawet jeśli redaktor się z nim nie zgadza, nie powinien go tak zdyskredytować

braki zostały wypełnione treściami, które obok rzetelnego, obiektywnego dziennikarstwa nigdy nawet nie stały. Brak im wartości zarówno etycznej jak i merytorycznej, co myślę wykazałem.

Dziennikarskie prawa, obowiązki i możliwe ścieżki rozwoju

Dziennikarz ma prawo do swoich opinii, nawet stronniczych (o czym mówi wprost Kodeks Etyki SDP) jednak „nie może zniekształcać faktów”. Profesjonalny dziennikarz nie powinien mylić i dowolnie mieszać tego „co wydaje mu się, że jest napisane” z tym „co faktycznie w tekście zostało napisane”. Nie wystarczy napisać, że coś się wykazało, trzeba jeszcze to wykazać. Dlatego też, z uwagi na powyższe, w przypadku braku zamieszczenia stosownego sprostowania i przeprosin, będę zmuszony podjąć właściwe kroki prawne.

„NIE TWIERDZĘ, że portal (tj. wpis młodego dziennikarza- przyp. SD) powinien zniknąć”. Jestem przekonany, że powinien być dostępny jak najdłużej- ku przestrodze i nauce: „jak dziennikarstwa uprawiać się nie powinno.” Z ostrożności procesowej publikację tę pozwoliłem sobie zabezpieczyć notarialnie.

Bycie dziennikarzem to nie tylko prawa, to przede wszystkim obowiązki. Obowiązek zachowania zasad rzetelności i bezstronności informacji oraz różnorodnych opinii, czy też, cytując Kodeks Etyki SDP „umożliwianie udziału w debacie publicznej”. Tymi aspektami młody profesjonalista zdaje się zupełnie nie przejmować, co potwierdza nie tylko elementarnymi brakami w swojej publikacji ale też własnymi wypowiedziami zawartymi w komentarzach pod nią.  

Nie oznacza to jednak, że świat dorosłego dziennikarstwa jest przed młodym dziennikarzem zupełnie zamknięty. Na dziś widzę co najmniej dwie ścieżki wejścia w ten świat: pierwsza to zredagowanie adekwatnych sprostowań i uprzejmych, publicznych przeprosin odnośnie kwestii poruszonych powyżej; druga to solidne przygotowania do rozprawy sądowej, gdzie mody dziennikarz będzie miał okazję wykazać słuszność czynionych mi publicznie uwag i zarzutów.

Zarówno jedna, jak i druga ścieżka mogą okazać się niezwykle pouczające.

SAD

PS.

Warto odnotować, że sympatykiem tego rodzaju specyficznego dziennikarstwa okazał się redaktor naczelny i wydawca Naszych Spraw, który polubił wpis młodego autora. Biorąc pod uwagę wielokrotne, wielomiesięczne przemilczenia istotnych dla mieszkańców Łaskarzewa tematów i poziom obecnie prezentowanych na łamach tejże lokalnej gazety publikacji, zamiłowanie red. Laskowskiego do tego typu radosnej twórczości dziwić już nie może.

Cudzym się chwalicie, swego nie macie

W pierwszych dniach sierpnia na profilu facebookowym Urzędu Miasta w Łaskarzewie pojawiła się informacja o mającej się rozpocząć budowie nowego dworca kolejowego PKP w Łaskarzewie. Tego samego dnia post został podany na profilu lokalnej gazety Łaskarzewa Nasze Sprawy bez jakiegokolwiek dodatkowego komentarza. Pod koniec sierpnia na profilu Urzędu Miasta pojawiają się kolejne wpisy o trwającej budowie oraz przyszłym wyglądzie dworca. Posty są powielane przez profil Naszych Spraw oraz na łaskarzewskim forum za przyczyną seniora Kaczorowskiego, członka zarządu stowarzyszenia CIA. Rzecz w tym, że Urząd Miasta w Łaskarzewie z budową nowego dworca PKP nie ma nic wspólnego, o czym nie informuje ani sam Urząd, ani „lokalna gazeta”, ani łaskarzewscy społecznicy.

Wszystkim krytykantom, malkontentom i złośliwcom odpowiadam z góry, że cieszę się bardzo, że w Łaskarzewie po ponad 50 latach budowany jest nowy dworzec kolejowy. To inwestycja, która będzie korzystna dla wszystkich mieszkańców miasta i naszych gości. I bardzo dobrze.

Co musi martwić, to manipulacja medialna w postaci przemilczenia istotnych faktów, jakiej dopuszcza się Urząd Miasta i Nasze Sprawy, która jest powielana przez seniora Kaczorowskiego. Polega na pominięciu kluczowych informacji i jednoczesnej sugestii nie wprost, jakoby budowa nowego dworca w Łaskarzewie była zasługą i sukcesem naszego magistratu. Mieszkańcy Łaskarzewa nie dowiedzą się z żadnych lokalnych mediów, ani z komentarzy zamieszczonych pod postami, że jest to jedna z dziewięciu tego typu inwestycji prowadzonych przez Polskie Koleje Państwowe S.A.

Zapoznajmy się zatem z informacjami, jakich nie uzyskamy ani na stronach Urzędu Miasta, Naszych Spraw, ani też z profili działaczy społecznych, biorących na siebie ciężar komunikacji z mieszkańcami Łaskarzewa.

Innowacyjne Dworce Systemowe to autorski projekt PKP SA, zakładający zaprojektowanie i budowę niewielkich oraz nowoczesnych dworców kolejowych dostosowanych do lokalnych potrzeb. W ramach zadania, na które została podpisana umowa z firmą SKB SA, powstanie ich dziewięć w miejscowościach położonych w województwach: mazowieckim, podlaskim i wielkopolskim. Nowe dworce zostaną wybudowane na stacjach: Dębe Wielkie, Wrzosów, Garwolin, Łaskarzew Przystanek, Kornelin, Racibory, Zdrody Nowe, Wasilków i Nowym Tomyśl.

czytamy na stronie Transport Publiczny.

Dalej możemy dowiedzieć się, że mający powstać w Łaskarzewie obiekt to dworzec typu IDS-B. Rysunek poglądowy prezentuję poniżej.

Dworzec typu IDS-B, mat. PKP SA

Przekaz płynący z profilu facebookowego Urzędu Miasta w Łaskarzewie oraz Naszych Spraw jest z goła inny. Możemy tam przeczytać, iż „Rusza budowa dworca kolejowego PKP w Łaskarzewie – prace mają rozpocząć się w przyszłym tygodniu!” (jakby budowa sama „ruszała”, a prace same miały „się rozpocząć”- przyp. SAD). Z kolejnego z wpisu, z 25 sierpnia dowiadujemy się, że „Rozpoczęły się prace na Przystanku PKP Łaskarzew.”, a z wpisu z dnia 25 sierpnia, że „Tak będzie wyglądał nowy dworzec kolejowy PKP Łaskarzew.” Wpisy bezrefleksyjnie i bez jakiegokolwiek komentarza powielają Nasze Sprawy oraz senior Kaczorowski na profilu grupy Łaskarzew.

Pod publikacjami, które zbierają po 140 polubień i są szeroko podawane pojawiają się głosy zdziwienia, że o tak ważnej dla miasta inwestycji nie informowano na oficjalnych stronach Urzędu. Warto dodać, że nie informowano również w miejskim biuletynie. W odpowiedzi dyskusja prowadzona jest w takim tonie, jakoby to magistrat był inicjatorem, inwestorem i wykonawcą nowej stacji kolejowej w Łaskarzewie- nie pojawia się ani jeden głos mogący wyprowadzić czytelników z błędu.

Tak kwitnie propaganda sukcesu Urzędu Miasta! Tak też wygląda manipulowanie opinią publiczną w naszym mieście. Zamiast informacji mieszkańcy otrzymują dezinformację.

Warto przy tym zauważyć, że nasi urzędnicy nie zdołali zapewnić podróżnym z Łaskarzewa dostępu do biletomatu. Znając nieporadność naszego Urzędu jestem przekonany, że przedstawiciele władz nie pojęli nawet próby korespondencyjnej z PKP na ten temat.

Łatwo się chwalić cudzymi projektami, trudniej realizować własne. Obecne władze Łaskarzewa przez 3 lata kadencji nie są w stanie wybudować trzech prostych wiat na przystankach autobusowych, w których mieszkańcy naszego miasta i przyjezdni mogliby w cywilizowanych warunkach zaczekać na przyjazd autobusu. I nie chodzi tu o przepłacone, przeinwestowane wiaty za grube dziesiątki tysięcy, ale proste, estetyczne, praktyczne i niedrogie rozwiązania, których cały wachlarz dostępny jest na rynku.

W kasie miasta są pieniądze (ponad 60 tys.) na tężnię w oparach spalin, zaplanowaną zaledwie 30 m od przystanku autobusowego, a nie ma 3 x po 15 tys. zł (czyli 45 tys. zł) na dobrej jakości, porządne wiaty (pierwsza z brzegu oferta wiaty za niespełna 15 tys. zł na zdjęciu poniżej).

Połączenie propagandy nieswoich sukcesów z własną bezradnością.

Materiały producenta

SAD

Nasze koncepcje, Nasze Sprawy, „mój osobisty projekt”

Odwiedzając stronę internetową NaszeSprawy.info „niezależnej gazety”, gdzie obok herbu miasta widnieje napis „wydanie internetowe” możemy odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z lokalną gazetą miejską. Jednak pan Eryk Laskowski, redaktor naczelny i wydawca podczas jednej z dyskusji na temat naszego miasta stwierdził, iż „Nasze Sprawy nie są – i nigdy nie były – żadną gazetą oficjalną”. Pomimo odwoływania się przez wydawcę (dział O Gazecie) do etosu Solidarności (biuletyn informacyjny Komitetu Obywatelskiego), oraz do poprzednich wieloletnich wydań periodyku łaskarzewskiego o tym samym tytule (1990 -1991 oraz 1995-2001) pan Laskowski ucina dyskusję: „To mój osobisty projekt.”

W ubiegłych latach, zwłaszcza przed rokiem 2018 Nasze Sprawy wykazywały bardzo duże zaangażowanie społecznie i politycznie. Pomimo tego, że w 2014 r. pan Laskowski został wybrany na funkcję radnego miejskiego, na łamach „lokalnej gazety Łaskarzewa” regularnie ukazywały się artykuły na temat pracy Rady Miasta oraz pracy ówczesnej burmistrz Lidii Sopiel- Serei. W styczniu 2016 r. radny Eryk Laskowski jako przewodniczący klubu radnych PiS łaskarzewskiej rady miasta w medialnych wypowiedziach wskazywał na ewentualność rozpisania referendum w sprawie odwołania ówczesnej burmistrz.

Nasze Sprawy, Niezależna lokalna gazeta Łaskarzewa

W tym samym czasie na stronach Naszych Spraw pan Laskowski, przewodniczący klubu radnych PiS widniał jako redaktor naczelny i wydawca „Niezależnej lokalnej gazety Łaskarzewa” i publikował kolejne teksty jako „niezależny dziennikarz”. 

Pomimo faktu, że pan Laskowski zdawał sobie sprawę z tego, że „w momencie otrzymania mandatu radnego uznałem, że – niejako z założenia – nie jestem już bezstronnym mieszkańcem i nie powinienem pisać o sprawach polityki lokalnej” jego aktywność na łamach Naszych Spraw w latach 2014 – 2018 była bardzo duża. Red. Laskowski na tyle „stopniowo wycofywał się” z publikacji społeczno – politycznych (przez niemal 7 lat), że zdążył jeszcze opublikować ok. 20 artykułów ocieplających wizerunek nowej pani burmistrz, prezentując jej dokonania w pozytywnym świetle. Przez dwa lata od wyboru swojej żony na urząd burmistrza.

Pan Laskowski, zarówno jako radny miejski od 2014 r. oraz jako mąż wybranej w 2018 r. nowej burmistrz, zdawał sobie sprawę (jak sam stwierdził) z istniejącego „konfliktu interesów”. Nie przeszkadzało to jednak panu redaktorowi w prowadzeniu pozytywnej kampanii informacyjnej swojej żony gdy było to niezbędne na początku jej kadencji, tj. w latach 2018-2020.

Eryk Laskowski, Nasze Sprawy, foto. strona internetowa posła Grzegorza Woźniaka

Nasze Sprawy nagle zamilkły, gdy na horyzoncie zaczęły się pojawiać „duże projekty na duże pieniądze”. Mieszkańcy naszego miasta na stronach „niezależnej lokalnej gazety Łaskarzewa” nie znaleźli jakichkolwiek informacji na temat:

  1. opracowywanej koncepcji i projektu budowy nowej hali sportowej o wartości kilkunastu milionów złotych,
  2. ogłoszeniu przetargów na projekt tejże hali na kwotę 150 tys. zł,
  3. koncepcji przebudowy Rynku Głównego (gotowej od grudnia 2020 r.) zawierającej m.in. budowę tężni solankowej w oparach spalin za prawie 140 tys. zł, budowę fontanny za 400.000 zł, czy zakup koszy na śmieci i donic za 455 tys. zł., – łączny koszt tej inwestycji to ponad 2 miliony zł ale pan redaktor naczelny podobno nic o tym nie wiedział do czerwca 2020 r.,
  4. budżetu remontowego istniejącej hali sportowej na kwotę 609 tys. zł i o wstrzymanym remoncie tego obiektu o co najmniej rok z powodu konieczności doszkolenia się pani burmistrz w pozyskiwaniu środków z Ministerstwa Sportu,
  5. niezbędnego remontu istniejącej hali sportowej, gdzie „dach cieknie a podłoga niszczeje”, który to remont mógłby być przeprowadzony w przyzwoitym standardzie za część kwoty, którą pani burmistrz zdążyła już wydać na różnorakie projekty i wynagrodzenie dla swojego doradcy,
  6. kolejnych koncepcji i projektów zamawianych przez panią burmistrz Laskowską, na które nasze miasto zdążyło wydać 115 tys. zł (tylko przez ostatni rok),
  7. kosztów zatrudnienia przez panią burmistrz doradcy gospodarczego, który według danych uzyskanych z Urzędu Miasta, w okresie od grudnia 2019 do czerwca 2021 (ok. 1,5 roku) zdążył otrzymać wynagrodzenie w kwocie niemal 70 tys. zł.  

O powyższych i o całej liście innych ważnych dla łaskarzewiaków sprawach ich „niezależna lokalna gazeta” milczała i milczy jak zaklęta. Cisza w eterze.

Osobisty projekt pana Laskowskiego, który nazywa on „lokalna gazetą” (tj. medium regularnie dostarczające czytelnikom informacji) „gazetą Łaskarzewa” (gazetą naszego miasta), posługuje się herbem miejskim, hasłem pozorującym, że jest to „wydanie internetowe” gazety miasta, odwołuje się do etosu solidarnościowego lat 1990 – 1991, powołuje się na działalność Towarzystwa Miłośników Historii i Kultury Łaskarzewa, odpowiedzialnego za publikację tego tytułu w latach 1995 -2001.

Z informacji przekazywanych przez samego redaktora naczelnego i wydawcę oraz biorąc pod uwagę aktywność tego medium w ostatnich miesiącach możemy wnosić, że serwis Nasze Sprawy nie ma nic wspólnego z niezależnością (jest medium rodzinnie powiązanym z magistratem), nie spełnia minimalnych definicji „gazety” a tym bardziej „gazety Łaskarzewa”. Publikowane, a zwłaszcza te nieopublikowane treści na stronach Naszych Spraw świadczą o tym, że ta „gazeta” (szczególnie po wyborach w 2018 r.) reprezentuje interesy grupy związanej z panem Laskowskim, jego żoną oraz jej zapleczem politycznym (Nasze Sprawy), zamiast reprezentować interesy łaskarzewiaków.

O podstawy prawne wieloletniego używania herbu miasta przez pana red. Laskowskiego w „jego prywatnym projekcie” będę jeszcze pytał panią burmistrz Laskowską.

Pomimo wszystkich tych pozorów i licznych odwołań do symboli i określeń związanych z lokalną prasą, dziennikarstwem, etosem Solidarności, historią  i naszym miastem należy stwierdzić, że Nasze Sprawy udają „niezależną gazetę Łaskarzewa” podobnie jak pan Laskowski udaje „niezależnego dziennikarza”.

Screen z grupy facebookowej Łaskarzew bez spamu

Jeśli redaktor Laskowski, jak sam twierdzi, zdawał sobie sprawę z konfliktu interesów zagrażającemu dziennikarskiej rzetelności, powinien oficjalnie zawiesić swoją działalność publikując stosowny komunikat na łamach Naszych Spraw. Wybrał jednak drogę domorosłego inżyniera społecznego, próbującego manipulować opinią publiczną i zarządzać sprawami Łaskarzewa z tylnego siedzenia. Jednocześnie pan redaktor Laskowski nadal potrafi stroić się w piórka niezależnego dziennikarza, próbując innym dyktować standardy dziennikarstwa.

Wydaje się, że opisywana powyżej bierność redakcji Naszych Spraw w ostatnim czasie może wynikać z chęci zachowania przez redaktora obiektywizmu oraz z niechęci wtrącania się pana Laskowskiego do bieżącej polityki. Nic bardziej mylnego. Gdy przychodzi kryzys a do opinii publicznej przedostają się informacje o szeregu kuriozalnych poczynań ze strony pani burmistrz, redaktor naczelny spieszy z pomocą. Na zamkniętej grupie facebookowej inicjuje przeprowadzenie ankiety na temat rozwoju miasta stając się jednocześnie patronem nowej, spontanicznej organizacji, która ma ten projekt realizować. Po czym już jako redaktor naczelny i wydawca Naszych Spraw na stronach swojej gazety publikuje materiał o tym projekcie realizowanym przez „nieformalną grupę Łaskarzew 2030”, której okazał się być patronem.

Tak właśnie pan redaktor Laskowski „dba, by pisano prawdę” – kreując wydarzenia społeczno-polityczne a następnie opisując je na łamach swojej „osobistej” gazety.

W powyższym przypadku red. Laskowski zachowuje się jak strażak, który dla odwrócenia uwagi podpala las (w ankiecie, której twórcą był pan naczelny mowa jest o organizowaniu ognisk na terenach leśnych – nomen omen), po czym organizuje młodą, „niezależną” ekipę, żeby ten las gasić, następnie opisuje całe wydarzenie w gazecie, której jest redaktorem naczelnym i wydawcą.

A nie są to działania bezinteresowne. Zamiast „dniówki za gaszenie” pan Laskowski odnosi nieco inne korzyści – korzyści polityczne w postaci odwrócenia uwagi od nieporadnych działań i kryzysu wizerunkowego swojej małżonki, burmistrz Miasta Łaskarzew.

Czego nie robi się dla żony i dla politycznych korzyści?

SAD