Na przełomie czerwca i lipca w naszym mieście miały miejsce dwa znaczące wydarzenia: Wianki nad Promnikiem w dniu 25 czerwca 2022 oraz XVI Festiwal Akordeonistów w niedzielę, 3 lipca 2022 r. Frekwencja podczas jednej i drugiej imprezy była podobna – około 1000 osób. Na pierwszą, jako mieszkańcy i podatnicy, wydaliśmy 500 zł, na drugą zaś niemal 52 tys. zł. Za swój występ podczas Festiwalu rachunek wystawiło nawet KG Serbiaki.
Docierają do mnie głosy, że teksty ukazujące się na stronie wŁaskarzewie.pl pisane są w tonie krytycznym, i może czas zacząć pisać bardziej pozytywne artykuły. Jeśli uważnie wczytać się w treść publikowanych felietonów, to jest w nich bardzo dużo informacji i odniesień pozytywnych, zarówno do samego miasta, jak i do jego mieszkańców.
Podobnie jak w tekście Miasto Zdolnych Ludzi uważam, że Łaskarzew to miejsce niezwykłe, niecodzienne, z ogromnym potencjałem, od dekad, niestety, niewykorzystywanym potencjałem, a łaskarzewiacy to w zdecydowanej większości ludzie nieprzeciętni. Zdania nie mieniłem. Rzecz w tym, że od wielu lat kolejne szanse rozwoju są marnowane, a mieszkańcy zwyczajnie robieni są w przysłowiowego balona przez zmieniające się ekipy, powiązane z lokalnymi grupami interesu.
Nieudolność w zarządzaniu miastem, marnowanie środków publicznych, kierowanie się własnym interesem politycznym zamiast dobrze rozumianym interesem mieszkańców widoczne są na każdym kroku.
Wianki nad Promnikiem za 500 zł i Festiwal Akordeonistów za 52 tys.
Za ilustrację powyższego posłużyć mogą dwie imprezy lokalne sprzed miesiąca. Pierwsza – Wianki nad Promnikiem – zorganizowana głównie staraniami działaczy Klubu ŁKS Promnik oraz wolontariuszy (społeczników), zgromadziła około 1.000 uczestników. Każdy, kto przyszedł nad Promnik mógł się przekonać o tym, jak łaskarzewiacy potrafią spędzać wspólnie czas. Pisałem o tym pod koniec czerwca.
Władze naszego miasta dofinansowały to przedsięwzięcie kwotą 500 zł (słownie: pięćset zł).
W trakcie imprezy, dzięki sprzedaży lokalnych przysmaków i napojów bezalkoholowych*, organizatorom udało się zebrać kwotę 7.000 zł (siedem tysięcy zł). Środki zostaną przeznaczone w całości na potrzeby sportowców z ŁKS Promnik.
Drugie wydarzenie, również udane, w którym wzięło udział kilkuset łaskarzewiaków, różniło się od tej pierwszego m.in. tym, że kosztowało nas wszystkich ponad 100 razy więcej, bo aż 51.871,66 zł.
Każdemu broniącemu tej kwoty wyjaśnieniami, że większość wydatków pochodziło z „dotacji” warto podpowiedzieć, że DOTACJA (np. z województwa czy z Unii) nie jest ciocią z Ameryki, która przesyła pieniądze wtedy kiedy są potrzebne. Ani wojewoda, ani Unia Europejska nie ma „swoich pieniędzy”. To wszystko są nasze pieniądze z tym, że obciążone dodatkowo biurokratycznymi procedurami i kosztami.
„Przegląd Kapel Ludowych i Etnicznych” aka „Festiwal Akordeonistów”
Jeśli jesteśmy przy definicjach, to po raz kolejny, z uporem lepszej sprawy, łaskarzewscy urzędnicy używają słów, których znaczenia nie do końca rozumieją. Zgodnie z definicją zaprezentowaną na stronach jednej z instytucji państwowych, słowo ‘festiwal’ oznacza:
„szereg imprez artystycznych, przeważnie jednego typu (np. filmowych, muzycznych, teatralnych), będących przeglądem osiągnięć w danej dziedzinie, zorganizowanych w jednym czasie i pod wspólną nazwą, często ujętych w ramy konkursu”.
Łaskarzewski „festiwal akordeonistów” nie jest festiwalem, bo nie ma tu ani jury, ani ocen, ani nagród dla artystów. Nie jest też „świętem akordeonistów”, ponieważ to nie oni prezentują tu swoje osiągnięcia i stanowią główną atrakcję. Biorąc pod uwagę program widowiska (Serbianki, Kłoczewiacy, Pobielanki, Kapela Ludowa z Kacprówka, Leszczyniacy, Romanca) mamy do czynienia z „przeglądem kapel ludowych i etnicznych”, nie z „festiwalem akordeonistów”.
Poniżej znajduje się tabela wydatków poniesionych przez Urząd Miasta Łaskarzew i Dom Pracy Twórczej Bajka, podlegający bezpośrednio pod Urząd Miasta, na organizację „XVI Festiwal Akordeonistów”.
Czytelnicy sami mogą ocenić, czy było warto. I czy nasze pieniądze nie mogły zostać wydane lepiej.
Do pisania pozytywnych artykułów o łaskarzewiakach i niezwykłym naszym mieście nie trzeba mnie szczególnie zachęcać- w najbliższych tygodniach pojawią się teksty o wyjątkowych mieszkańcach miasta w leśnej dolinie.
O łaskarzewskich władzach też chętnie napisałbym coś pozytywnego. Niestety, konsekwentnie, nie dają mi takiej szansy.
Mojemu rodzinnemu miastu w ostatnich latach nie przydarzyło się nic bardziej korzystnego w obszarze budowania świadomości społecznej niż artykuł opublikowany w maju tego roku w jednym z serwisów wydawnictwa z ul. Czerskiej, pt. „Eurowybory daleko od szosy”. Piszę o tym bez cienia ironii- to jest dla Łaskarzewa moment przełomowy. Powiem więcej- ważąc proporcje, to moment na miarę publikacji nagrań polityków Platformy Obywatelskiej z restauracji Sowa i Przyjaciele z 2014 r. Dzięki tym nagraniom mogliśmy się dowiedzieć jakie były prawdziwe dokonania „elit” rządzących Polską przez ostatnie lata, o ich stosunku do własnych działań, a co najbardziej cenne, o stosunku tychże „elit” do współobywateli. Dowiedzieliśmy się, że mamy „Państwo (miasto) teoretyczne”, żeby nie powiedzieć „Ch.., d..pa i kamieni kupa.”
Jeśli Serbianki do spółki z poprzednią panią burmistrz przez dwie kadencje
współdecydowały o sprawach Łaskarzewa, to w artykule z Wyborczej opowiadają o
swoich własnych dokonaniach, o swojej spuściźnie, efektach pracy swoich
poprzedników, oraz opłakanych dla miasta skutkach tychże działań. Dla
odpowiedzialnych mieszkańców Łaskarzewa powinien to być punkt zwrotny,
punkt wyjścia do rozpoczęcia konkretnych rozmów o tym, jaki może być i jak
powinien wyglądać Łaskarzew za 5, 10 i 20 lat. I co w tej sprawie można
zrobić już dziś.
Logiczną konsekwencją publikacji artykułu o naszym mieście w ogólnopolskiej prasie, biorąc pod uwagę jego wiekopomny charakter, powinno być oprawienie tegoż w eleganckie ramy i wywieszenie w korytarzach Urzędu Miasta, tak by już zawsze był dostępny dla mieszkańców Łaskarzewa, którzy nie korzystają z Internetu.
Miasto niebywałych szczęściarzy
Pamiętam taki obrazek z połowy lat 90. kiedy przyjechał do mnie w
odwiedziny kolega z Warszawy. Gdy szliśmy od stacji PKP co chwila przejeżdżały
obok nas eleganckie jak na tamten czas Toyoty, Nissany, Mazdy, Audi, Mercedesy
i BMW. Na mnie nie robiło to najmniejszego wrażenia, jednak ów kolega,
warszawiak, zapytał mnie, czy mamy tu akurat jakiś zlot drogich samochodów.
Odpowiedziałem, że nie, że to jest nasza łaskarzewska codzienność. Dziś
niewiele zmieniło się od tamtego czasu poza tym, że Toyoty, Nissany i Mazdy w
znacznym stopniu ustąpiły miejsca Mercedesom, BMW, Porsche a nawet Tesli,
Maserati czy Lamborghini.
Mimo to niewielu tutejszych ma świadomości tego, jak wielkimi są szczęściarzami, że dostali od życia szansę rozwijania swoich umiejętności i biznesów w tym zakątku Mazowsza. Nie jest wcale tak trudno wyobrazić sobie co by było, gdyby przyszło im żyć na mazurskiej czy bieszczadzkiej wsi. Przesada? Wcale nie. Tam, nawet mimo najlepszych chęci i zdolności nie mieliby szans na zrobienie dziesiątej części tego, co większości mieszkańców oferował Łaskarzew w latach 80., 90. i 2000. Wtedy można było być dumnym z tego, że jest się łaskarzewiakiem.
Miasto zdolnych ludzi
Nigdy nie twierdziłem, że łaskarzewiakom cokolwiek przychodziło łatwo- co
to, to nie. W latach 80. i 90. szyby w domach zamiast „niebieskie od
telewizorów” były „białe od jarzeniówek”. Dobrobyt mieszkańców był i jest
efektem ich przedsiębiorczości, wytrwałości i niebywałej pracowitości.
Łaskarzew jest miastem zdolnych i pracowitych ludzi. Szkoda jednak, że
zdecydowana większość z jednej strony tak szybko wyparła się swojej prawdziwej
przeszłości i tożsamości, a z drugiej nie wykazała się wystarczającą
przedsiębiorczością i zmysłem przewidywania, żeby nową tożsamość miasta i swoją
własną jako mieszkańców tego miasta zbudować.
Właśnie dlatego, m.in. z powodu braku określonej lokalnej tożsamości, dziś w byle gazecie czy serwisie internetowym łaskarzewiaków, którzy nigdy nie pozwalali sobie w kaszę dmuchać, można bezkarnie obrażać, wyszydzać i z nich kpić.
Szyby białe od jarzeniówek
Każdy kto miał okazję mieszkać tu na przełomie lat 80. i 90. doskonale
pamięta, że dobrobyt 80-90% mieszkańców oraz lokalne fortuny powstały w oparciu
o produkcję i sprzedaż obuwia, i usługi towarzyszące. Nie przesadzę, jeśli
napiszę, że w tym czasie 80% gospodarstw domowych było w jakiś sposób
zaangażowanych w produkcję butów. Iluż to pracowników etatowych, nawet
urzędników i nauczycieli po skończonej o godz. 15.00 pracy wracało do domów i
do 22.00-23.00 robiło „pod rękę” mężowi, żonie, ojcu czy zięciowi. Tak było.
Dlaczego więc w Łaskarzewie nie ma Szkoły mistrzowskiej szewców i kamaszników? Dlaczego nikt nie dzieli się wiedzą i nie przekazuje tych unikalnych umiejętności? Budynki szkolne przecież są. Podobne miasteczka we Hiszpanii, Portugalii czy Włoszech szczycą się ręczną produkcją eleganckich butów i żyją z tego zupełnie nieźle. Dlaczego w Łaskarzewie nie ma obchodów „Dnia szewca i kamasznika” czy też czegoś na kształt „Muzeum szewca i kamasznika”? Dlaczego przez 30 lat nikt o to nie zadbał?
Cytując marszałka Piłsudskiego: „Historię swoją piszcie sami, bo
inaczej napiszą ją za was inni i źle.”
Miasto, którego już nie ma
Łaskarzew początku lat 90. to jak w większości takich miasteczek mieszanka postkomuny i rodzącego się kapitalizmu. To było miasteczko pełne życia. Odnotować trzeba, że ciągle działała Restauracja Rycerska, nadal można było pójść na kawę lub na piwo, a nawet na dyskotekę do Klubu Bajka, a w Stodole co kilka tygodni odbywała się jakaś potańcówka- nie tylko w odpust. Było też Kino Promnik. Tu, tak jak wielu moich równolatków, obejrzałem większość hitów dzieciństwa i młodości, niektóre po kilka razy: Godzillę, Gamerę, Gremliny, Szczęki, Wejście Smoka, Ducha, Zemstę po latach, Gości z Galaktyki Arkana, Żandarma z mistrzem Louis de Funes (wszystkie możliwe części), dwie pierwsze części Indiany Jonesa, i pierwsze trzy części Gwiezdnych Wojen, Lotną, Seksmisję, Va Bank, Powroty do przyszłości, czy wreszcie Purpurową różę z Kairu. Oraz dziesiątki innych. Pamiętam kolejki do kasy, które często zaczynały się na dole schodów wejściowych, na chodniku.
Pamiętam występy kabaretowe warszawskich gwiazd. Byłem na spotkaniu z trenerem Piechniczkiem po sukcesie polskiej reprezentacji piłkarskiej w Hiszpanii. Pamiętam koncert De Mono, który na początku lat 90. był u szczytu sławy i z łaskarzewskiej sceny śpiewał „Kochać to nie znaczy zawsze to samo”.
Dziś w miejscu Kina Promnik jest weselna tancbuda.
Świt w ogniu
Kiedy w pierwszej połowie lat 90. wyprowadzałem się z Łaskarzewa wydawało mi się, że nasze miasteczko jest kulturalną i społeczną pustynią. Dziś, po kilku spędzonych tu miesiącach wydaje mi się, że ktoś z tej kulturalnej i społecznej pustyni dodatkowo wywiózł piasek. I została lita skała. I to zapewne tylko do czasu.
Bolesnym symbolem upadku dawnego, prężnie funkcjonującego miasteczka są popioły i zgliszcza po ośrodku wypoczynkowym „Świt”– jedynym w Łaskarzewie miejscu, które dysponowało zapleczem gastronomiczno- sypialnym dostępnym dla przyjezdnych, z kortem tenisowym i ścianką do nauki gry, z odkrytym basenem i kilkoma drewnianymi domkami kempingowymi. Pod koniec lat 90. z grupą znajomych wynajęliśmy to miejsce na imprezę sylwestrową. Dziś to sterta spalonych bali i porozrzucanych cegieł porośniętych trawą i krzakami.
Miasto zmarnowanych szans
Przerobione na weselną tancbudę Kino Promnik, czy zgliszcza po ośrodku wypoczynkowym „Świt” nie są jedynymi symbolami zmarnowanych w naszym mieście szans. Takich miejsc jest znacznie więcej. Jest przerobiona na pustostan restauracja Rycerska, wyludniona Bajka, czy przypominająca skansen bez eksponatów Stodoła. Jest też nie mogący odzyskać dawnej świetności klub sportowy ŁKS Promnik, w którym równie często co w piłkę nożną, o ile nie częściej, gra się w karty na pieniądze- czyli klub sportowy zamienia się w szulernię.
Mamy również dwa stawy, prawie jak u Mickiewicza w Panu Tadeuszu- jeden
czysty i przejrzysty, drugi miejscami przypominający zarośniętą sadzawkę.
Obok „Małpi gaj” z wybudowaną kilka lat temu prowizoryczną
scenką, która przypomina runę i wydaje się być bardziej niebezpieczna niż
użyteczna. Są piękne Alejki, jednak to co mogą zaoferować dziś
młodym ludziom to kilka zdezelowanych ławek, na których mogą usiąść,
porozmawiać, posłuchać muzyki z iPoda, pogrzebać nogą w piasku. To
wszystko.
W 88 roku zespół „Zielone żabki” śpiewał ironicznie „A kultura tu podobno jest, świadczy o tym nasz wspaniały dom kultury, nawet z jego okien płynie nieraz jazz, to dlaczego jest jak jest- nie rozumiem”. W przypadku Łaskarzewa ironia tej piosenki jest zbyt daleko posuniętym zabiegiem stricte literackim- w Łaskarzewie nie ma nawet z czego pożartować, bo domu kultury „tu po prostu nie ma”.
Tak niestety prezentuje się kulturalno-sportowo-rekreacyjny obraz naszego miasta w szkicu. To jest dorobek m.in. dwóch kadencji poprzedniej pani burmistrz, dumnych z siebie Serbianek, które wspólnie kierowały sprawami miasta, oraz towarzyszących im i kibicujących, lokalnych „elit”. Jeśli ktokolwiek dziś próbuje obwiniać za 30-letnie zaniedbania obecne władze miasta, ponieważ te „są z PiS’u” , to myli skutek z przyczyną, ma kłopoty ze zrozumieniem elementarnych zasad logiki i podstaw wnioskowania. Nie mówiąc już o próbie przeniesienia na innych odpowiedzialności za własne zaniedbania.
Łaskarzew- trzy kluczowe pytania
To miasto się wyludnia i będzie się wyludniać. Kiedy kończyłem podstawówkę, do łaskarzewskiej dwójki chodziło około 350 dzieciaków. Dziś uczęszcza tam około 140 uczniów- mniej niż połowa. Dlaczego tego problemu nie ma Garwolin, gdzie rok w rok buduje się nowe osiedla mieszkalne, nowe bloki i wszystkie mieszkania sprzedają się na pniu. Czy ktokolwiek z tutejszych włodarzy, społeczników, liderów lokalnych i biznesmenów zadał publicznie te pytania? Czy rozpoczął poważną dyskusję na ten temat?
Podstawowe pytania, na jakie trzeba sobie odpowiedzieć są trzy:
Z czego jest znany dzisiejszy Łaskarzew?
Z jakich konkretnie powodów łaskarzewiacy mogą czuć się dziś dumni?
Z jakich konkretnie powodów ktokolwiek chciałby lub marzyłby, żeby zamieszkać w Łaskarzewie?
Odpowiedzi na te pytania trzeba zacząć szukać od zaraz. W przeciwnym razie to miasto zasłuży na miano ciemnogrodu i zwyczajnie umrze.
Miasto wielu księstw i księstewek
Mieszkają tu trzy kategorie ludzi: „starzy” mieszkańcy, czyli łaskarzewiacy 55+ i starsi; dalej część osób nieco młodszych, którzy nie mają szans na to, żeby się stąd wyprowadzić w lepsze miejsce; oraz ludzie młodzi, którym rodzicie pozostawili do dyspozycji wygodne życie i biznesy, w czym oczywiście nie ma nic nagannego. Rzecz w tym, że młodzi ludzie, którzy tylko mogą wyprowadzają się stąd, a ludzi młodych, którzy chcieliby się tu zamieszkać niestety nie ma. I póki co, nic nie wskazuje na to, żeby ta tendencja miała się zmienić.
Nie przeszkadza to niektórym mieszkańcom osadzić się wygodnie w tutejszych
lokalnych księstewkach, jak klub sportowy, straż pożarna, Stodoła, szkoły,
lokalny urząd- chociaż znam wielu świetnych, zaangażowanych urzędników. I
niestety każdy sobie rzepkę skrobie, i każde grabie grabią do siebie. Każdy
próbuje jak najwięcej ugrać dla siebie, często załatwiając przy tym prywatne
interesiki. Jakby to co jest dziś miało trwać wiecznie. Inni próbują grać na
przeczekanie.
Dopóki zamiast miejskiej sali widowiskowo-kinowej będzie weselna tancbuda, zamiast klubu Bajka- nieużywana przestrzeń biurowa, zamiast „Żywej Stodoły” – skansen bez eksponatów, zamiast klubu sportowego- szulernia, a pięknego stawu- zarośnięta sadzawka, to miasto będzie umierać. To pewne. I nie będzie kim ani czym zarządzać, jeśli wszyscy się stąd wyprowadzą a nikt nowy nie będzie chciał tu mieszkać. Degradacja będzie postępować zgodnie ze społeczno-ekonomicznymi mechanizmami znanymi od lat.
Chyba, że wprowadzą się tu imigranci z Bliskiego Wschodu i Afryki, w czym usilnie chcieli im pomóc europejscy liderzy z ekipy Donalda Tuska i Ewy Kopacz- oni bardzo chętnie kolonizują podobne senne miasteczka we Francji, Niemczech, Anglii, Szwecji czy Austrii. To się już dzieje i działoby się w Polsce, gdyby w 2015 r. wybory wygrała europejsko-tęczowa ekipa. W Łaskarzewie też.
Łaskarzew trzeba wymyślić na nowo
Łaskarzewiakom nie trzeba tłumaczyć, że nikt im niczego za darmo nie da,
ani nie załatwi, ani zbytnio nie ułatwi- ani Unia Europejska, ani rząd, ani tym
bardziej Gazeta Wyborcza, czy pani Hubner. Łaskarzewiacy wiedzą, że jeśli
nie zrobią czegoś sami, to nikt za nich tego nie zrobi. Rzecz w tym, że
sytuacja miasta zrobiła się na tyle skomplikowana i dramatyczna, że nie do
końca wiadomo dziś co tak naprawdę zrobić, w co się angażować, w co inwestować.
Dotychczasowy model funkcjonowania miasta niestety wyczerpał się,
tak jak w przypadku innych, podobnych miasteczek w Polsce. Dlatego Łaskarzew
trzeba wymyślić na nowo. Nie jest to wcale takie trudne.
Miasto w Leśnej Dolinie
Czasami to co najbardziej oczywiste najtrudniej zauważyć. Wjeżdżając do Łaskarzewa z każdej właściwie strony, czy to od ul. Wolskiej, Kościuszki, Garwolińskiej czy z kierunku ul. Warszawskiej zjeżdżamy w dolinę przez gęste lasy. To miasto jest otoczone lasami. Dlaczego zatem nie miałoby się przekształcić w uzdrowisko, podobne do tych pod Otwockiem czy Józefowem?
Niewielu zapewne już pamięta, że Promnik był kiedyś jedną z najczystszych rzek w regionie, ze stadami pływających tu kiełbi i cierników, co było ewenementem na skalę Polski. Potencjał terenów nad stawami i nad rzeką jest z pewnością nadal niewykorzystany- tylko Lechu Wałęsa urządził na Promniku w Jaroszewiczówce pstrągowy staw. Dziś to podobno ulubiona rezydencja prezydenta Dudy- czy ktokolwiek próbował zdyskontować ten szczegół na korzyść naszego miasta?
„Miasto Uzdrowisko” to tylko jeden z pomysłów- może być ich znacznie więcej. Trzeba rozpocząć poważną, odpowiedzialną dyskusję na temat przyszłości miasta, na temat tego jak będzie wyglądało za 5, 10 i 20 lat. W przeciwnym razie doraźne wojenki o partykularne interesiki władców lokalnych księstewek będą przypominać kłótnie na Titanicu.
Jeśli nie ciemnogród, to co?
Projektów, których realizację należałoby rozpocząć właściwie od zaraz jest sporo. Przede wszystkich powinno dojść do odzyskania dla społeczności lokalnej sali widowiskowo-kinowej dawnego Kina Promnik. Bez reaktywacji tego miejsca Łaskarzew nie ma szans na rozwój kulturalny, na jakikolwiek rozwój- pozostanie wiochą. To nie jest miejsce, które powinno służyć tylko strażakom- to miejsce, z którego powinna korzystać cała lokalna społeczność zgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem.
Dalej choćby „Kulturalno-rekreacyjne Alejki” z ławeczkami między drzewami, z leśnymi stolikami do gry w szachy i inne planszówki, z torami do gry w bule. I oczywiście z „Amfiteatrem Leśnym” – tego typu miejsce mogłoby tętnić życiem od maja do października, gościć zespoły muzyczne, kabarety, przeglądy folklorystyczne, przyciągając na imprezy lokalne setki ludzi z miasta i okolic.
„Małpi gaj” nad stawem mógłby zostać przekształcony w park linowy, a w części tego miniparku nad samą wodą mógłby powstać deptak ze stolikami i np. drewnianym pomostem. Tylko do tego trzeba by zadbać i o infrastrukturę, i o sam staw.
Stodoła również powinna wrócić do dyspozycji Urzędu Miasta, tak żeby nie straszyła przypominając skansen, ale zaczęła być „Żywą Stodoła” albo „Stodołą Sztuki”. To powinno być miejsce spotkań i prób zespołów muzycznych, recytatorskich, może teatralnych, albo harcerskich- drzwi Stodoły nie powinny się zamykać od popołudnia do wieczora. To miejsce powinno być dostępne dla młodych ludzi, którzy chcieliby robić coś twórczego- oczywiście pod okiem nauczycieli i instruktorów.
Pamiętajmy, że Stodoła to dziś jedyne miejsce w Łaskarzewie, które dysponuje sceną, gdzie młodzież mogłaby prezentować swoje dokonania.
W Łaskarzewie gwiazdy zaświecą najjaśniej
Jeśli wolno mi się rozmarzyć, to dlaczego w „Stodole Sztuki” albo w „Nowej Bajce” (uruchomionej zamiast tej starej) nie miałaby powstać „Szkoła mistrzów instrumentów perkusyjnych” pod kierunkiem najsłynniejszego chyba dziś łaskarzewiaka, Michała Dąbrówki? Wystarczyłoby na początek 20 woreczków z piaskiem, 10 podstawowych zestawów pałeczek, 10 starych werbli i dwugodzinne lekcje co dwa tygodnie dawane przez „mistrza” spłacającego trybut swojemu rodzinnemu miastu? Wyłącznie dla mieszkańców miasta i gminy Łaskarzew. Trzeba tylko chcieć, poświęcić swój cenny czas i przyjeżdżać do tego ciemnogrodu raz na dwa tygodnie, żeby pomóc zaścianek przekształcić w europejskie, kulturalne miasteczko.
Pozwolę sobie rozmarzyć się jeszcze bardziej i zasugeruję uruchomienie „Szkoły mistrzów wokalu” pod kierunkiem pani Natalii Kukulskiej. Do tego wystarczyłaby salka z akceptowalną akustyką, pianino albo przyzwoity keyboard. I oczywiście czas pani Natalii, która z kolei przyjeżdżając do „Nowej Bajki”raz na dwa tygodnie na dwie godzinki miałaby szansę spłacić naszemu miastu trybut za „wykradzenie nam” najsławniejszego naszego mieszkańca. Na warsztaty do Michała i pani Natalii waliłyby tłumy, a prasa, nie tylko lokalna, mogłaby co dwa tygodnie pisać o postępach młodych ludzi, wychodzących spod ręki mistrzów. Byłaby to niebywała promocja dla tutejszej społeczności. Zajęcia oczywiście tylko i wyłącznie dla mieszkańców naszego miasta i gminy- bo przecież dobrze jest być łaskarzewiakiem, prawda? I tak niewiele trzeba.
Jak marzyć to marzyć. A dlaczegóż by np. za 3 lata, w nowo
wybudowanym „Amfiteatrze Leśnym” w Alejkach nie zainicjować
corocznego koncertu dla mieszkańców pt. „Natalia, Michał i przyjaciele”?
Zbyt śmiałe? Zbyt odważne? Być może. Ale zrealizowanie takiego cyklicznego
projektu mogłoby być niecodzienną promocją dla miasta. Mogłoby być banalnie
proste i wcale nie aż tak kosztowne, jak mogłoby się to z pozoru wydawać.
Dwa mikrofony, jeden statyw
1 sierpnia miałem przyjemność wysłuchać koncertu pieśni powstańczych i
patriotycznych dla uczczenia 75 rocznicy wybuch Powstania Warszawskiego,
zaprezentowanych przez łaskarzewską młodzież na dziedzińcu tutejszego kościoła.
Kilku dorosłych, rewelacyjny akordeonista i kilkanaścioro świetnych, zdolnych,
młodych ludzi zaprezentowało ponad 40 minutowy repertuar. Do dyspozycji
mieli dwa mikrofony i jeden statyw, a ich próby były organizowane
podobno głównie w prywatnych domach.
Dwa mikrofony, jeden statyw będące dziś w dyspozycji władz miasta Łaskarzewa- to skala „dorobku” poprzednich ekip i miara kulturalnego upadku tego miasta. Co godne odnotowania podczas tych uroczystości nie było oficjalnych delegacji ani strażaków, ani sportowców, ani Serbianek. Szkoda.
3 x 100 tys. zł rocznie przez 5 lat
Komu dane było więcej, od tego więcej wymagać będą.
Zmiany, jakie powinny nastąpić w Łaskarzewie w wyniku których być może zechcą tu zamieszkać młodzi ludzie to procesy wieloletnie i długofalowe. Bez zaangażowania lokalnych firm proces depopulacji będzie nieodwracalny. Zanim zrealizowane zostaną większe inwestycje infrastrukturalne, firmy i podmioty, którym tak dobrze wiedzie się dzięki łaskarzewskiej ziemi, powinny przyłączyć się do społecznie wartościowych projektów. Jakich? Proszę bardzo.
Kultura, sport, rekreacja– trzy zaniedbane przez lata obszary, w które należałoby zacząć inwestować natychmiast. Dlaczego lokalne firmy nie miałyby zrzucić się na te trzy dziedziny aktywności, żeby reaktywować te obumierające sfery życia społecznego? Już widzę młodzieżową drużynę piłkarską sponsorowaną przez tutejszą piekarnię, park linowy ufundowany przez największą fabrykę tworzyw, obiekty rekreacyjne i tory do buli w „Sportowych Alejkach” sfinansowane przez czołowych producentów obuwia, siłownie pod chmurką, gdzie łaskarzewiacy będą mogli zadbać o swoje zdrowie, sfinansowane przez tutejsze apteki.
Nierealne? Jeśli to miasto nadal będzie się wyludniać, a młodzi ludzie nie będą widzieli sensu, żeby tu zamieszkać, lokalne biznesy też zaczną podupadać, i upadać.
I nie mam na myśli jednorazowych „inwestycji”, jednorazowych gestów, a co najmniej 5-letnie umowy sponsorskie podpisane z miastem na realizacje najciekawszych społecznie użytecznych projektów. Najwięksi niech dadzą po 20 tys. zł rocznie, średni po 10 tys. a ci mniejsi po 5 tysięcy (rocznie) na rzecz rozwoju miasta do kasy miejskiego funduszu, zarządzanego przez panią burmistrz i miejską radę. Lista donatorów byłaby publicznie dostępna w internecie. Pro publico bono.
Nie samą pyzą żyje człowiek, nie samym grillem
Kilka tygodni temu miałem okazję być przez chwilę na Festiwalu Akordeonistów w Alejkach. Tłumy mieszkańców- słuchają muzyki, siedzą przy stołach, biesiadują. Nie rozmawiają może zbyt wiele ale są, chcą wspólnie spędzać czas. Pomyślałem sobie, że oni wcale nie przyszli specjalnie na pyzy czy na kiełbasę z grilla- większość łaskarzewskich gospodyń potrafi przyrządzić w domach pyzy nie gorsze niż te na kiermaszu, o grillu nie wspominając.
Lipcowa impreza pokazuje jak bardzo głodni kulturalnych przeżyć są mieszkańcy Łaskarzewa. Tylko jak znaleźć estetyczną strawę na kulturalnej pustyni? Uprzednio przez pięć kolejnych lat zrezygnowano nawet z organizowania dorocznych „Wianków”, co jest jeszcze jedną niechlubną zasługą poprzedniej ekipy rządzącej miastem przez dwie kadencje.
Nowe Dni Łaskarzewa
Zaniepokojonym, niedowiarkom i złośliwym z góry odpowiadam, że nie czyham na niczyje posady, nie pcham się na urzędy, nie zamierzam kandydować w wyborach, a za to co tu robię nie biorę i nie spodziewam się zapłaty, nagród czy zaszczytów. Nie przygotowuję się też do jakiejkolwiek prywatyzacji lokalnego majątku, nie będę brał udziału w miejskich czy gminnych przetargach. Nic. Zero zysku, zero gotówki, zero finansowego profitu. Fanaberia.
Mieszkańcom miasta, lokalnym liderom i włodarzom nie zazdroszczę, chociaż wybór jest bardzo prosty: albo dzięki zaangażowaniu mieszkańców, lokalnych działaczy i tutejszych firm nastąpią duże zmiany i nastaną Nowe Dni Łaskarzewa, albo miasto sukcesywnie będzie się degradować i wyludniać, a wówczas dni Łaskarzewa jaki do tej pory wszyscy znaliśmy są już policzone. Małe miasteczka umierają w ciszy, niepostrzeżenie, niezauważalnie.
Przyszłość Łaskarzewa jest w waszych rękach. Działajcie. Wiecie jak.