Totalitaryzm albo wojna- dylemat generałów

„Obywatele Ameryki pokładają zaufanie w Siłach Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, które bronią zarówno ich jak i Konstytucji od prawie 250 lat.”- oświadczyło Kolegium Połączonych Szefów Sztabów w memorandum wystosowanym po ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 r. Głównodowodzący wojsk amerykańskich zapewnili jednocześnie, że „będą przestrzegać rozkazów wydawanych przez dowództwo cywilne (…) aby chronić życie i mienie, zapewnić bezpieczeństwo publiczne (…) bronić i chronić Konstytucji Stanów Zjednoczonych przez wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi.” Okoliczności towarzyszące wyborom prezydenckim w USA mogą wskazywać, że wypełniając rozkazy nowej władzy cywilnej po zaprzysiężeniu Joe Bidena na urząd prezydenta wojsko amerykańskie będzie zmuszone sprzeniewierzyć się zapisom Konstytucji, a głównym wrogiem armii staną się obywatele własnego kraju.

Fot. Departament Obrony USA

Zgodnie z wielokrotnymi zapewnieniami urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych wybory w 2020 r. zostały sfałszowane. Pomimo setek zaprzysiężonych świadków, dowodów prezentowanych przez prawnika Rudyego Giulianiego, dziesiątek ekspertyz przedstawionych w totku przesłuchań w Izbach Reprezentantów kilku stanów jak Pensylwania, Michigan, Georgia czy Arizona, raportów Petera Navarro i Sidney Powell oraz statystycznie niemożliwych do uzyskania wyników, sztab wyborczy Donalda Trumpa nie uzyskał możliwości przedstawienia swoich tez ani przed sądami stanowymi, ani przed Sądem Najwyższym. Pomimo publicznie złożonej obietnicy przez wiceprezydenta Mike’a Pence’a, zarzuty wyborcze nie zostały wysłuchane również w Kongresie 6 stycznia pod pretekstem szturmu na Kapitol, o inspirację do którego obwiniany jest obecnie Trump. Odpowiedzi w sprawie wyborczych fałszerstw i ewentualnego wpływu obcych państw na ich wynik z pewnością nie uzyskamy za kadencji duetu Biden-Harris, tak jak nie dowiemy się nic nowego o zawartości komputerów Huntera Bidena, aferze spółki Burisma czy o agentce Fang Fang.

Z najnowszego oświadczenia John’a Ratcliffe’a Dyrektora Narodowego Wywiadu wynika, że „Chiny chciały wpłynąć na wynik wyborów w USA w 2020 r.” Jeżeli im się to udało, na co może wskazywać wiele bezpośrednich dowodów, chińskich inwestycji, związków z chińskimi biznesmenami, politykami, czy szpiegami, oznacza to, że Chińska Partia Komunistyczna będzie miała rozstrzygający, decydujący wpływ na dwie największe gospodarki i dwie najpotężniejsze armie świata – własną i amerykańską.

Dowództwo sił zbrojnych USA musi być w posiadaniu informacji dotyczących realnej skali wyborczych nieprawidłowości. Z pewnością dysponuje również stosownymi analizami i projekcjami ukazującymi możliwe dla gospodarki i obronności Stanów Zjednoczonych skutki infiltracji urzędników na najwyższych szczeblach władzy przez obce mocarstwo.  

Sztab Joe Bidena jak dotąd nie wyjawił tajemnicy uzyskania rekordowych 81 milionów głosów bez konieczności prowadzenia jakiekolwiek kampanii wyborczej.  

Popierające Demokratów medialne i technologiczne korporacje wskazały kierunek rozwoju nowej formuły funkcjonowania państwa i społeczeństwa. Cenzura funkcjonująca w mediach głównego nurtu i wprowadzona w mediach społecznościowych po certyfikacji przez Kongres Joe Bidena na urząd prezydenta narusza pierwszą poprawkę do Konstytucji, zakazującą ograniczeń wolności słowa i prasy. Zmowa gigantów dotyczy i swobody wypowiedzi poczynając od głowy państwa, aktywnych polityków a skończywszy na zwykłych obywatelach, oraz firm mogących służyć wymianie informacji, takich jak Parler, która została doprowadzona do bankructwa zaledwie w kilka dni.

Bezpośrednio zagrożona może być również druga poprawka do Konstytucji. Prawo do posiadania broni, od lat kwestionowane przez środowiska popierające Demokratów, może zostać znacząco ograniczone chociażby w wyniku inspirowanych zamachów z użyciem broni palnej czy prowokacji, jak ta z 6 stycznia na Kapitolu, w której aktywny udział brali bojówkarze Antify i Black Lives Matter.

Politycy Partii Demokratycznej już wcześniej zapowiadali modyfikację poprawki dwunastej, opisującej metodę przeprowadzania wyborów prezydenta Stanów Zjednoczonych, odbywających się w oparciu o system głosów elektorskich od 1804 r. System głosowania bezpośredniego ma zapewnić Demokratom zwycięstwo w następnych elekcjach, o ile takowe będą jeszcze w przyszłości potrzebne.

Ostatniego słowa nie powiedział jeszcze projekt pandemiczny COVID-19 i kolejne jego ewolucje. Z jednej strony stał się pretekstem do zwiększenia udziału głosów oddanych drogą korespondencyjną w wyborach 2020 r. do 62 milionów z 30 milionów w 2016 r. Z drugiej pozbawił pracy i biznesów miliony małych i średnich przedsiębiorców. I nadal wydaje się być idealnym narzędziem do wprowadzania kolejnych ograniczeń praw i swobód obywatelskich. Ameryka, z uwagi na wolnościowe tradycje i powszechny dostęp do broni, prawdopodobnie będzie przeciwstawiać się dłużej. Przykład Francji i 17 innych państw europejskich (m.in. Belgia, Czechy, Grecja, Hiszpania, Rumunia, Włochy), gdzie wprowadzono godzinę policyjną pokazuje, że cywilizowany Świat Zachodu zmierza w kierunku rozwiązań totalitarnych.

Rujnujące amerykańską gospodarkę, redefiniujące politykę energetyczną i strukturę społeczno-demograficzną oraz osłabiające międzynarodową pozycję Stanów Zjednoczonych pomysły prezentowane przez nową administrację Demokratów muszą przywodzić na myśl najczarniejsze scenariusze. Większość w obydwu izbach Kongresu i brak ograniczeń instytucjonalnych pozwoli lewicowym ideologom przebudowywać ostoję wolności na wzór modelu chińskiego.

Jakiego zatem społeczeństwa, której wersji Konstytucji, Ameryki pod czyim faktycznym przywództwem będą bronić wojska USA po 20 stycznia 2021 r.? Skąd realnie popłyną rozkazy, które zobowiązani będą wykonywać generałowie Kolegium Połączonych Szefów Sztabów?

Jeśli komukolwiek nadal się wydaje, że uniemożliwienie publicznych wypowiedzi urzędującemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych na Twitterze i w innych mediach, usuwanie pomników amerykańskich prezydentów z przestrzeni publicznej, aktywne próby łamania karier politykom i biznesmenom, wymazywanie historii Donalda Trumpa, jego zdjęć i dokonań z rejestrów agencji prasowych pod byle pretekstem jest „szokujące”, „niewiarygodne”, „bulwersujące”, „oburzające” to znaczy, że ciągle nie zdołał wczuć się w ducha Nowych Czasów. W ducha Nowej Normalności. Logika zainicjowanych w rzeczywistości pandemicznej wydarzeń podsuwa nam projekcje i obrazy, które w najbliższych kilku latach swoją śmiałością, rozmachem, bezwzględnością i okrucieństwem mogą przyćmić barbarzyństwa wojenne, okupacyjne i obozowe czasu II wojny światowej. Nie tylko w Stanach ale i w Europie. Już wkrótce, za 2- 3 lata, może nawet szybciej. To nieunikniony etap Rewolucji Pandemicznej (Globalnego Resetu), okrutny, morderczy ale konieczny, jak ma to miejsce w każdej rewolucji zmieniającej formę i bieg świata. Zbyt śmiała antycypacja?

Administracja prezydenta Trumpa poczytuje sobie za sukces, że w trakcje jego czteroletniej kadencji Stany Zjednoczone nie wszczęły jakiejkolwiek nowej wojny nigdzie na świecie. Jeśli na najwyższy urząd w państwie zostanie zaprzysiężony Joe Biden, pierwszą totalnym konfliktem jaki będzie musiała podjąć nowa administracja będzie batalia z własnym narodem – z jego większością. A że jest to społeczeństwo bardzo dobrze uzbrojone, wojna zapowiada się naprawdę krwawa. I będzie to wojna o światowy prymat, o globalne przywództwo Chin rozegrana z wykorzystaniem amerykańskich elit i sił zbrojnych przeciwko USA. Na amerykańskiej ziemi.

Odsuwając na bok teorie spiskowe musimy zauważyć, że jeszcze przez kilka dni głównodowodzący amerykańskiej armii będą mieli realny wybór: czy podjąć walkę z zyskującym dominującą pozycję wrogiem zewnętrznym oraz wspierającymi go elitami wewnętrznymi, czy też stanąć w obronie elit i być zobligowanym, zgodnie z obowiązującym prawem, do ruszenia na wojnę z własnym narodem. I przyczynić się do zniszczenia Cywilizacji Zachodu.

Po 20 stycznia 2021 r. takiego wyboru nie będzie.

SAD

Ameryka traci twarz i pozycję hegemona

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych obnażyły wszystkie słabości systemu demokratycznego jako takiego. Pokazały nieefektywność i bezwład systemów kontrolnych mających stać na straży prawidłowego przebiegu jednego z najważniejszych aktów wyborczych XXI wieku. Udowodniły, że eksperci, media, służby specjalne i system sądowniczy nie są w stanie przeszkodzić w przeprowadzeniu operacji, zdawałoby się, niewykonalnej a kompromitującej hegemona. Niedowiarkom wykazano, że można bezkarnie dokonać bezprecedensowego fałszerstwa na oczach świata i nikt z globalnych obserwatorów nie kiwnie nawet palcem. Bo w czyim miałoby to być interesie?

Foto: Pixabay

Noc wyborcza z 3 na 4 listopada 2020 r. była nocą cudów. Wstępne wyniki dawały zwycięstwo dotychczasowemu prezydentowi, który wyraźnie wygrywał w newralgicznych stanach takich jak Floryda, Ohio, Iowa. W stanach wahających się, takich jak Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Georgia Donald Trump miał przewagę kilkuset tysięcy głosów w każdym z nich- najmniejszą ok. 112 tys. głosów w Wisconsin, ponad 290 tys. głosów w Michigan, 365 tys. głosów w Georgii i prawie 700 tys. głosów w Pensylwanii. I nagle wstrzymano liczenie głosów w tych stanach, jednocześnie wypraszając obserwatorów republikańskich i przedstawicieli mediów. To co nastąpiło potem możemy określić magią wyborów. Lawinowo przybywało głosów na Joe Bidena w ilościach wystarczających, żeby wyprzedzić dotychczasowego lidera.

Zgodnie z oficjalnie podawanymi danymi wybory w USA wygrał Joe Biden uzyskując bezprecedensowe 81 milionów głosów! To o ponad 12 milionów więcej od rekordowych 69 milionów jakie uzyskał Barack Obama w 2008 r.

Już 4 listopada było wiadomo, że z prezydenckimi wyborami  jest coś nie tak. W powyborczą środę Donald Trump w oświadczeniu wygłoszonym z Białego Domu powiedział: „To jest oszustwo dokonane na amerykańskim społeczeństwie. To jest wstyd dla naszego kraju. Wygraliśmy te wybory.” Zaledwie 4 dni po wyborach kilka kluczowych stacji telewizyjnych, w tym Fox News ogłosiło Joe Bidena zwycięzcą wyborów 2020 r. Do działań nad wyjaśnieniem fałszerstw wraz ze sztabem prawników w imieniu prezydenta Trumpa został oddelegowany był burmistrz Nowego Jorku, znany prawnik, Rudy Giuliani. Podczas wysłuchań przed komisjami parlamentów poszczególnych stanów, co do których zachodziły poważne podejrzenia zaistnienia znaczących nieprawidłowości, zdołał przedstawić wielu zaprzysiężonych świadków, ekspertyz, potwierdzonych dokumentów. Media obiegł film z komisji wyborczej w stanie Georgia z wyjmowanymi spod przykrytego obrusem stołu walizkami pełnymi kart wyborczych, zliczanymi potem potajemnie pod nieobecność republikańskich obserwatorów i mediów.  

Lista i skala nieprawidłowość w wymienionych powyżej stanach została przedstawiona m.in. w raportach Petera Nawarro, niedawno opublikowanym 270 stronicowym raporcie prokurator Sidney Powell, w szeregu informacjach i zestawieniach zaprezentowanych przez prawników Giulianiego, czy skierowanym do Sądu Najwyższego pozwie Stanu Texas, do którego dołączyło ponad 20 innych stanów i ponad 100 amerykańskich kongresmenów. Raport dotyczący wpływu obcych państw na proces wyborczy w USA miał zostać przygotowany i przedstawiony przez Johna Ratcliffe’a dyrektora Wywiadu Narodowego, jednak publikacja tego dokumentu została przełożona na początek stycznia 2021 r.

Dla prokuratora generalnego i szefa Departamentu Sprawiedliwości Willama Barra nie były to powody wystarczające do podjęcia jakichkolwiek działań sprawdzających przez podległe mu służby, w tym FBI. Nie wszczęto śledztw, nie przejęto maszyn wyborczych, nie wiadomo co dzieje się z serwerami, które we Frankfurcie i Barcelonie miały zliczać głosy w amerykańskich wyborach. Bez audytu tych urządzeń i bez weryfikacji kart do głosowania wraz z podpisami w każdym ze stanów, w którym zachodzi podejrzenie znaczącego wyborczego fałszerstwa, na przyszłego rezydenta Białego Domu padnie nieusuwalny cień fałszywej elekcji. Legalność jego wyboru a co za tym idzie jego wiarygodność już zawsze będą poddawane w wątpliwość.

Sądy poszczególnych stanów również nie były zainteresowane zbadaniem i wyjaśnieniem bezprecedensowego fenomenu zwycięstwa Sleepy Joe Bidena. Takiego zainteresowania nie wykazał jak dotąd także Sąd Najwyższy USA.

W międzyczasie na światło dzienne wychodziły powiązania rodziny Bidenów z chińskimi politykami, przedsiębiorcami i służbami specjalnymi, afery finansowe i skandale obyczajowe Huntera Bidena, ukrywane dotąd skrzętnie przez służby specjalne i media. Politycy Partii Demokratycznej,  ale nie tylko, mieli być powiązani z chińskim biznesem i szpiegami. Głównym inwestorem w firmę będącą właścicielem maszyn wyborczych zliczających głosy w 28 stanach (wpłata 400 milionów dolarów na kilka tygodni przed wyborami) miała być Komunistyczna Partia Chin za pośrednictwem instytucji finansowych, w których mają udziały chińskie banki i spółki.

Pomimo niezwykle buńczucznych zapowiedzi wygłaszanych w odezwach do narodu i na Twitterze, prezydent Trump zdawał się nie wykorzystywać wszystkich dostępnych mu narzędzi i posiadanych prerogatyw, w celu wyjaśnienia wszelkich wyborczych nieprawidłowości. Nie ma audytów maszyn wyborczych, nie ma audytów kart do głosowania i podpisów, nie ma audytu frankfurckich i barcelońskich serwerów, nie został powołany prokurator specjalny, którego celem byłoby zebranie wszelkich dostępnych dowodów związanych z procesem wyborczym i przedstawienie ewentualnych aktów oskarżenia. Prezydentowi supermocarstwa pozostało wezwanie swoich rodaków do Waszyngtonu na 6 stycznia 2021 r. Po co? Nie wiadomo.

Jednym z haseł z którymi do wyborów szedł Donald Trump była obietnica osuszenia waszyngtońskiego bagna. Ataki i manipulacje mediów głównego nurtu, cenzura w mediach społecznościowych, bierność i strachliwość amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, indolencja służb specjalnych, wreszcie zdrada część własnego obozu politycznego łącznie okazały się przeszkodami zbyt potężnymi do pokonania. Bagno jest zbyt wielkie, żeby stawił mu skutecznie czoła nawet lider Wolnego Świata. Człowiek dysponujący najpotężniejszą armią, arsenałem nuklearnym, służbami specjalnymi, sztabem ekspertów, doradców i prawników wydawał się bezradny jak dziecko wobec bezwzględności systemu schyłkowej amerykańskiej demokracji.

„Wszyscy wiedzą, że wybory sfałszowano, jednak Trump jest zbyt słaby, żeby tego dowieść”- to echa komentarzy, jakie pojawiają się w powyborczych dyskusjach. Liczy się siła, bezwzględność, konsekwencja, nieustępliwość, nieograniczone zasoby i brak moralnych zasad. Wtedy demokracja, system prawny, procedury, uczciwość czy prawda nie mają znaczenia. To skuteczność jest miarą prawdy. Choćby i wbrew faktom.

Gdyby fałszerstwo wyborcze zostało potwierdzone sądownie, to biorąc pod uwagę jego złożoność i skalę, w Ameryce musiałoby dojść do politycznej czystki, musiałby się posypać długoletnie wyroki za udział w fałszerstwie, współpracę z obcymi państwami na szkodę USA, a być może także za zdradę stanu. W terenie i na Kapitolu musiałoby spaść wiele głów. A tak wystarczy, że spadnie jedna- głowa prezydenta Trumpa. Establishment i główne media nie będą po nim płakać.

Ameryka traci twarz, traci wiarygodność. Nie będąc w stanie obronić demokracji na własnym podwórku traci moralne prawo do globalnej dystrybucji i asekuracji systemu społeczno-politycznego, którego była światowym gwarantem. Zatwierdzając karykaturalną postać procesu wyborczego, zamiast liderem wolnego świata musi stać się jego pośmiewiskiem. Sąd już tylko krok do utraty dominacji w sferze gospodarczej i monetarnej. Po klęsce wizerunkowej nastąpi przyspieszony proces upadku dolara jako waluty rezerwowej świata i utrata pozycji hegemona. To będzie realna cena powszechnej akceptacji wyborczego fałszerstwa. Zapłacą ją również wszystkie państwa funkcjonujące w ramach liberalnych demokracji i wolnorynkowego kapitalizmu. Przypieczętowanie fałszerstwa wyborczego w USA będzie przypieczętowaniem końca obydwu tych systemów- kapitalizmu i demokracji w ich dotychczasowych formach.

Dawniej mówiło się, że Chińczycy potrafią podrobić wszystko, każdy produkt. W przypadku amerykańskich wyborów przeszli samych siebie. Rękoma skorumpowanych elit, przy bezczynności służb specjalnych, poparciu BigTech i głównych mediów wyprodukowali podróbkę amerykańskiego prezydenta. To, że osoby na najwyższych stanowiskach w Waszyngtonie od 20 stycznia będą mogły funkcjonować wyłącznie na chińskiej licencji zdaje się nie przeszkadzać liderom Zachodu. Gratulacje „prezydentowi elektowi” przesłali wszyscy, wliczając papieża Franciszka.

Roma locuta, causa finita.

SAD