Bankructwo Zachodu, czyli pieriestrojka a rebours

Społeczeństwa zachodnie zdają się nadal nie dostrzegać, że ich państwa zbankrutowały. Nie tylko w wymiarze symbolicznym, w odniesieniu do idei, wartości czy kultury- zbankrutowały dosłownie, w wymiarze ekonomicznym. Współczesny kapitalizm nie wytrzymał konkurencji z totalitarno- komunistycznymi Chinami, podobnie jak socjalizm lat ’70 i ’80 w wydaniu bloku sowieckiego nie wytrzymał presji zachodniego kapitalizmu. I poniósł klęskę.

Foto: Pixabay

Elity Związku Radzieckiego i satelickich demoludów już na początku lat ’80 doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że zarządzane przez nich gospodarki socjalistyczne nie wytrzymają rywalizacji z doskonale funkcjonującą wówczas maszynerią gospodarek kapitalistycznych. Pierwsze spotkania dotyczące negocjacji warunków kapitulacji ekonomicznej i politycznej państw bloku komunistycznego rozpoczęły się już w połowie lat ’80. Jednym z bardziej znanych spotkań są rozmowy z Rejkiawiku prowadzone jesienią 1986 r. pomiędzy sekretarzem generalnym Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (było kiedyś takie imperium) Michaiłem Gorbaczowem a prezydentem Stanów Zjednoczonych (nadal jeszcze jest takie imperium) Ronaldem Reaganem. Komunistyczne elity radzieckie ale i elity państw satelickich, w tym Polski (warto przypomnieć słynne nowojorskie spotkanie generała Jaruzelskiego z Davidem Rockefellerem z września 1985 r.), już wówczas negocjowały optymalne dla siebie warunki przejścia z systemu gospodarki centralnie planowanej do systemu wolnorynkowego.

I to się im udało. Uwłaszczenie nomenklatury komunistycznej i zapewnienie sobie bezkarności w nowym ustroju wolnorynkowym dokonało się niemal bezproblemowo. Oczywiście kosztem społeczeństw własnych państw i grabieżczej polityki gospodarczej wprowadzanej od początku lat ’90 pod dyktando krwawych, bezwzględnych kapitalistów (pisząc obrazowo w dużym skrócie). Demokracja liberalna i wolny rynek miały być odtąd systemami dominującymi w skali globalnej. Można było ogłosić koniec historii, co widowiskowo uczynił Francis Fukuyama w 1992 r.

Minęło 30 lat i okazuje się, że historia wcale nie wstrzymała swojego biegu. Był to czas wystarczająco długi by Chiny z zapóźnionego technologicznie państwa rolniczego zmieniły się w giganta przemysłowego, który jest w stanie wyprodukować wszystko- w dowolnej ilości i asortymencie. Natomiast uśpiony (czy też usypiany przez swoje elity) Zachód transferował produkcję, miejsca pracy i technologie do państw Dalekiego Wschodu, głównie do Chin, licząc na to, że te z wdzięczności, radośnie i z ochotą przyjmą liberalną demokracje i wolnorynkowy kapitalizm jako własne doktryny dominujące, które będą przez nich wdrażane z religijnym namaszczeniem.

Nic bardziej mylnego. Kryzys finansowy z 2008 r. był jednoznacznym dowodem na to, że nieustanny wzrost gospodarczy państw zachodnich, oparty na napędzanej długiem konsumpcji towarów wyprodukowanych gdzieś za morzami, jest nie do utrzymania. Od tamtej pory (chociaż wiele dokumentów wskazuje na to, że już znacznie wcześniej) trwały intensywne przygotowania do Zmiany Globalnego Systemu Operacyjnego. Istotnym warunkiem przeprowadzenia tej operacji było utrzymanie przez elity finansowe świata zachodniego posiadanych pozycji, statusów i przywilejów. Podobnie jak elity komunistyczne z końca lat ’80, finansowo-cyfrowa arystokracja współczesnego świata musi wejść do nowej rzeczywistości w nimbie zwycięzców, a jeszcze lepiej, w nimbie dobroczyńców całej reszty zdezorientowanej ludzkości.

Liberalna demokracja i wolnorynkowy kapitalizm muszą odejść do lamusa. Brakującym ogniwem był jednak wystarczająco istotny i poważny powód ‘obiektywny’ do przeprowadzenia tego typu operacji. Społeczeństwa państw zachodnich za bardzo były przywiązane do wtłaczanych im przez dziesięciolecia wolnościowych przyzwyczajeń i kapitalistycznych nawyków. Podobnie jak ‘wojna’ (o czym w prywatnych rozmowach mówił premier Mateusz Morawiecki), ‘pandemia’ zmieniła perspektywę ludzkości w pięć minut. Z chwilą zatwierdzenia projektu pandemicznego przez Światową Organizację Zdrowia i ogłoszenia oficjalnych potwierdzeń tegoż przez przywódców państw wolnego świata deklaracjami wprowadzania Nowej Normalności (już w kwietniu i maju 2020 r.), ‘to, co byłoby niemożliwe lub nawet niewyobrażalne w normalnych czasach, stało się nie tylko możliwe, ale prawdopodobnie absolutnie konieczne’ (George Soros, Project Syndicate 11.05.2020 r.).

Tak jak chylący się ku upadkowi w latach ’80 blok komunistyczny był skazany na przegraną z gospodarkami zachodnimi z powodu deficytów produkcyjnych i niemożności wprowadzania skutecznych rozwiązań innowacyjnych z przyczyn ideologicznych (ujmując rzecz w dużym skrócie), tak współczesne państwa zachodnie zbankrutowały z bardzo podobnych powodów – w wyniku wytransferowania większości produkcji poza obszar własnych państw oraz postępującej ideologizacji biznesu i uczelni wyższych. Już nie konkurencyjność, efektywność i użyteczność miały być priorytetami w budowaniu skutecznych zespołów badawczych czy zarządów firm, a parytety płci, czy tak jak dzieje się to ostatnio, parytety mniejszości dowolnego rodzaju – od rasowych po seksualne.  

Bankruci nie spłacają długów

Większość liczących się państw świata zachodniego pożyczała więcej niż wytwarza. Zadłużenie Francji, Wielkiej Brytanii, Kanady, Hiszpanii, Belgii czy Włoch przekroczyło już ponad 100 % rocznego PKB. Rekordziści, tacy jak Grecja i Japonia to ponad 200% długu w skali roku. Zadłużenie Stanów Zjednoczonych w stosunku do PKB oscyluje już na poziomie 110% i osiągnęło rekordowy poziom od 1945 r., kiedy to przypadał szczyt kryzysu gospodarczego spowodowanego II wojną światową. Po latach zawieruchy wojennej nastąpił złoty okres prosperity lat ’50 i’60 oparty na wolności gospodarczej i swobodach politycznych. Dziś jesteśmy dopiero u progu największego globalnego kryzysu gospodarczego od 100 lat. Najpotężniejsze państwo świata unieruchomienie pandemicznymi restrykcjami i całym szeregiem ograniczeń, jednym z priorytetów swojej polityki zagranicznej ustanawia prawa mniejszości LGBT, za łamanie których Biały Dom już dziś grozi sankcjami. Administracja prezydenta Bidena zdaje się nie dostrzegać poważniejszych problemów i wprowadza niebezpieczną ideologizację polityki na najwyższe poziomy dyplomatyczne.

Świat zachodni jest bankrutem. Tym razem nie ma jak i nie ma komu ponownie zrolować tego długu. Międzynarodowi wierzyciele od lat upominali się o swoje. Gdyby Włochy, Portugalia i Hiszpania zbankrutowały na wzór grecki, musiałoby to pociągnąć lawinę finansowej katastrofy nie do powstrzymania. Bankruci nie spłacają długów. Odium społecznego gniewu spadłoby na przywódców politycznych i międzynarodową finansjerę, u której rządy kapitalistycznych liderów miały pootwierane rachunki z nieograniczonym niemal limitem kredytowym. Zaciągniętych długów nie będą musieli spłacać niewydolne gospodarczo, zideologizowane państwa zachodnie. Spłacą je obywatele tychże państw swoimi prywatnymi majątkami, wyzbywając się przy okazji wolności (w wymiarze prywatnym i gospodarczym), jakiegokolwiek wpływu na władzę oraz własnego dziedzictwa kulturowego- zwyczajów i obyczajów.

Projekt pandemiczny stał się idealnym narzędziem do załatwienia wszystkich niewygodnych spraw w jednym pakiecie. Po pierwsze: państwa zyskały pretekst do dodrukowania tylu środków ile akurat potrzebują do załatania bieżących dziur i spłaty odsetek od rosnącego długu. Po drugie: rządy państw demokratycznych zyskały idealną okazję do ograniczenia praw gospodarczych i politycznych swoich społeczeństw do poziomu, którego nie powstydziłyby się dojrzałe dyktatury XX wieku, wzmacniając przy tym swoją pozycję zamiast ponosić odpowiedzialność za poczynione szkody. Po trzecie: upadające przedsiębiorstwa, małe i średnie biznesy, wraz z nieruchomościami, staną się łatwym łupem dla rządów i korporacji mających nieograniczony dostęp do generowanego na zawołanie cyfrowego pieniądza. Dzięki temu międzynarodowi wierzyciele będą mogli odzyskać znaczną część pożyczonego państwom zachodnim kapitału, zyskując przy tym wpływy polityczne i nieznane dotąd przewagi gospodarcze. Po czwarte wreszcie:  pandemia staje się idealnym pretekstem do wdrożenia Nowego Ładu, Nowego Światowego Porządku w miejsce demontowanego systemu wolnorynkowego kapitalizmu i liberalnej demokracji, co zabezpieczy obecne pozycje i statusy garstki kilku tysięcy miliarderów, ich rodzin i pomocników.

Cyfrowa totalna kontrola wprowadzana w miejsce regulatorów relacji społecznych opartych na trzech filarach: greckiej filozofii (i logice), rzymskim prawie i chrześcijańskiej moralności, dopełni procesu pandemicznej transformacji.

Pod pretekstem pandemii (bez obiektywnych powodów medycznych) rządy narodowe zbankrutowanych państw oraz ich koalicjanci, wykorzystując obowiązujące nadal (chociaż już nie ich samych) mechanizmy demokratyczne i pozostałości przyzwyczajeń wolnorynkowych, wbrew interesom 99% swoich obywateli, dokonują transformacji ustrojowej na wzór tej z jaką mieliśmy do czynienia na przełomie lat ’80 i ’90. Z tym, że jest to pieriestrojka a rebours, wdrażana w imieniu międzynarodowych koncernów, cyfrowej arystokracji oraz nowego, globalnego hegemona- Chin. Tym razem to my idziemy na Wschód. Chcące utrzymać swoją dotychczasową pozycję elity finansowe wybrały dla Świata Zachodu nowy model społeczno-gospodarczo-polityczny: postpandemiczny, dystopijny totalitaryzm na wzór chiński w wersji pomnożonej przez powszechną biedę, zintensyfikowany do sześcianu. I nie ma w tym cienia przesady.

Jedyne co nas jeszcze skutecznie odgradza od tej coraz bardziej realnej dla większości wizji, to pełne półki w marketach i kolorowe obrazki seriali w okienkach telewizorów i komputerów – dominująca szarość świata lat ’80 i dominujący na sklepowych półkach ocet przyspieszyły upadek bloku socjalistycznego. My ockniemy się może dopiero wtedy, gdy zabraknie pieniędzy na codzienne zakupy, a okienka monitorów decyzją korporacyjnych arystokratów zostaną wygaszone.

Z tym, że wówczas będzie za późno na jakąkolwiek skuteczną reakcję. System będzie już szczelnie domknięty.

SAD

Totalitaryzm albo wojna- dylemat generałów

„Obywatele Ameryki pokładają zaufanie w Siłach Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, które bronią zarówno ich jak i Konstytucji od prawie 250 lat.”- oświadczyło Kolegium Połączonych Szefów Sztabów w memorandum wystosowanym po ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 r. Głównodowodzący wojsk amerykańskich zapewnili jednocześnie, że „będą przestrzegać rozkazów wydawanych przez dowództwo cywilne (…) aby chronić życie i mienie, zapewnić bezpieczeństwo publiczne (…) bronić i chronić Konstytucji Stanów Zjednoczonych przez wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi.” Okoliczności towarzyszące wyborom prezydenckim w USA mogą wskazywać, że wypełniając rozkazy nowej władzy cywilnej po zaprzysiężeniu Joe Bidena na urząd prezydenta wojsko amerykańskie będzie zmuszone sprzeniewierzyć się zapisom Konstytucji, a głównym wrogiem armii staną się obywatele własnego kraju.

Fot. Departament Obrony USA

Zgodnie z wielokrotnymi zapewnieniami urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych wybory w 2020 r. zostały sfałszowane. Pomimo setek zaprzysiężonych świadków, dowodów prezentowanych przez prawnika Rudyego Giulianiego, dziesiątek ekspertyz przedstawionych w totku przesłuchań w Izbach Reprezentantów kilku stanów jak Pensylwania, Michigan, Georgia czy Arizona, raportów Petera Navarro i Sidney Powell oraz statystycznie niemożliwych do uzyskania wyników, sztab wyborczy Donalda Trumpa nie uzyskał możliwości przedstawienia swoich tez ani przed sądami stanowymi, ani przed Sądem Najwyższym. Pomimo publicznie złożonej obietnicy przez wiceprezydenta Mike’a Pence’a, zarzuty wyborcze nie zostały wysłuchane również w Kongresie 6 stycznia pod pretekstem szturmu na Kapitol, o inspirację do którego obwiniany jest obecnie Trump. Odpowiedzi w sprawie wyborczych fałszerstw i ewentualnego wpływu obcych państw na ich wynik z pewnością nie uzyskamy za kadencji duetu Biden-Harris, tak jak nie dowiemy się nic nowego o zawartości komputerów Huntera Bidena, aferze spółki Burisma czy o agentce Fang Fang.

Z najnowszego oświadczenia John’a Ratcliffe’a Dyrektora Narodowego Wywiadu wynika, że „Chiny chciały wpłynąć na wynik wyborów w USA w 2020 r.” Jeżeli im się to udało, na co może wskazywać wiele bezpośrednich dowodów, chińskich inwestycji, związków z chińskimi biznesmenami, politykami, czy szpiegami, oznacza to, że Chińska Partia Komunistyczna będzie miała rozstrzygający, decydujący wpływ na dwie największe gospodarki i dwie najpotężniejsze armie świata – własną i amerykańską.

Dowództwo sił zbrojnych USA musi być w posiadaniu informacji dotyczących realnej skali wyborczych nieprawidłowości. Z pewnością dysponuje również stosownymi analizami i projekcjami ukazującymi możliwe dla gospodarki i obronności Stanów Zjednoczonych skutki infiltracji urzędników na najwyższych szczeblach władzy przez obce mocarstwo.  

Sztab Joe Bidena jak dotąd nie wyjawił tajemnicy uzyskania rekordowych 81 milionów głosów bez konieczności prowadzenia jakiekolwiek kampanii wyborczej.  

Popierające Demokratów medialne i technologiczne korporacje wskazały kierunek rozwoju nowej formuły funkcjonowania państwa i społeczeństwa. Cenzura funkcjonująca w mediach głównego nurtu i wprowadzona w mediach społecznościowych po certyfikacji przez Kongres Joe Bidena na urząd prezydenta narusza pierwszą poprawkę do Konstytucji, zakazującą ograniczeń wolności słowa i prasy. Zmowa gigantów dotyczy i swobody wypowiedzi poczynając od głowy państwa, aktywnych polityków a skończywszy na zwykłych obywatelach, oraz firm mogących służyć wymianie informacji, takich jak Parler, która została doprowadzona do bankructwa zaledwie w kilka dni.

Bezpośrednio zagrożona może być również druga poprawka do Konstytucji. Prawo do posiadania broni, od lat kwestionowane przez środowiska popierające Demokratów, może zostać znacząco ograniczone chociażby w wyniku inspirowanych zamachów z użyciem broni palnej czy prowokacji, jak ta z 6 stycznia na Kapitolu, w której aktywny udział brali bojówkarze Antify i Black Lives Matter.

Politycy Partii Demokratycznej już wcześniej zapowiadali modyfikację poprawki dwunastej, opisującej metodę przeprowadzania wyborów prezydenta Stanów Zjednoczonych, odbywających się w oparciu o system głosów elektorskich od 1804 r. System głosowania bezpośredniego ma zapewnić Demokratom zwycięstwo w następnych elekcjach, o ile takowe będą jeszcze w przyszłości potrzebne.

Ostatniego słowa nie powiedział jeszcze projekt pandemiczny COVID-19 i kolejne jego ewolucje. Z jednej strony stał się pretekstem do zwiększenia udziału głosów oddanych drogą korespondencyjną w wyborach 2020 r. do 62 milionów z 30 milionów w 2016 r. Z drugiej pozbawił pracy i biznesów miliony małych i średnich przedsiębiorców. I nadal wydaje się być idealnym narzędziem do wprowadzania kolejnych ograniczeń praw i swobód obywatelskich. Ameryka, z uwagi na wolnościowe tradycje i powszechny dostęp do broni, prawdopodobnie będzie przeciwstawiać się dłużej. Przykład Francji i 17 innych państw europejskich (m.in. Belgia, Czechy, Grecja, Hiszpania, Rumunia, Włochy), gdzie wprowadzono godzinę policyjną pokazuje, że cywilizowany Świat Zachodu zmierza w kierunku rozwiązań totalitarnych.

Rujnujące amerykańską gospodarkę, redefiniujące politykę energetyczną i strukturę społeczno-demograficzną oraz osłabiające międzynarodową pozycję Stanów Zjednoczonych pomysły prezentowane przez nową administrację Demokratów muszą przywodzić na myśl najczarniejsze scenariusze. Większość w obydwu izbach Kongresu i brak ograniczeń instytucjonalnych pozwoli lewicowym ideologom przebudowywać ostoję wolności na wzór modelu chińskiego.

Jakiego zatem społeczeństwa, której wersji Konstytucji, Ameryki pod czyim faktycznym przywództwem będą bronić wojska USA po 20 stycznia 2021 r.? Skąd realnie popłyną rozkazy, które zobowiązani będą wykonywać generałowie Kolegium Połączonych Szefów Sztabów?

Jeśli komukolwiek nadal się wydaje, że uniemożliwienie publicznych wypowiedzi urzędującemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych na Twitterze i w innych mediach, usuwanie pomników amerykańskich prezydentów z przestrzeni publicznej, aktywne próby łamania karier politykom i biznesmenom, wymazywanie historii Donalda Trumpa, jego zdjęć i dokonań z rejestrów agencji prasowych pod byle pretekstem jest „szokujące”, „niewiarygodne”, „bulwersujące”, „oburzające” to znaczy, że ciągle nie zdołał wczuć się w ducha Nowych Czasów. W ducha Nowej Normalności. Logika zainicjowanych w rzeczywistości pandemicznej wydarzeń podsuwa nam projekcje i obrazy, które w najbliższych kilku latach swoją śmiałością, rozmachem, bezwzględnością i okrucieństwem mogą przyćmić barbarzyństwa wojenne, okupacyjne i obozowe czasu II wojny światowej. Nie tylko w Stanach ale i w Europie. Już wkrótce, za 2- 3 lata, może nawet szybciej. To nieunikniony etap Rewolucji Pandemicznej (Globalnego Resetu), okrutny, morderczy ale konieczny, jak ma to miejsce w każdej rewolucji zmieniającej formę i bieg świata. Zbyt śmiała antycypacja?

Administracja prezydenta Trumpa poczytuje sobie za sukces, że w trakcje jego czteroletniej kadencji Stany Zjednoczone nie wszczęły jakiejkolwiek nowej wojny nigdzie na świecie. Jeśli na najwyższy urząd w państwie zostanie zaprzysiężony Joe Biden, pierwszą totalnym konfliktem jaki będzie musiała podjąć nowa administracja będzie batalia z własnym narodem – z jego większością. A że jest to społeczeństwo bardzo dobrze uzbrojone, wojna zapowiada się naprawdę krwawa. I będzie to wojna o światowy prymat, o globalne przywództwo Chin rozegrana z wykorzystaniem amerykańskich elit i sił zbrojnych przeciwko USA. Na amerykańskiej ziemi.

Odsuwając na bok teorie spiskowe musimy zauważyć, że jeszcze przez kilka dni głównodowodzący amerykańskiej armii będą mieli realny wybór: czy podjąć walkę z zyskującym dominującą pozycję wrogiem zewnętrznym oraz wspierającymi go elitami wewnętrznymi, czy też stanąć w obronie elit i być zobligowanym, zgodnie z obowiązującym prawem, do ruszenia na wojnę z własnym narodem. I przyczynić się do zniszczenia Cywilizacji Zachodu.

Po 20 stycznia 2021 r. takiego wyboru nie będzie.

SAD

Ameryka traci twarz i pozycję hegemona

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych obnażyły wszystkie słabości systemu demokratycznego jako takiego. Pokazały nieefektywność i bezwład systemów kontrolnych mających stać na straży prawidłowego przebiegu jednego z najważniejszych aktów wyborczych XXI wieku. Udowodniły, że eksperci, media, służby specjalne i system sądowniczy nie są w stanie przeszkodzić w przeprowadzeniu operacji, zdawałoby się, niewykonalnej a kompromitującej hegemona. Niedowiarkom wykazano, że można bezkarnie dokonać bezprecedensowego fałszerstwa na oczach świata i nikt z globalnych obserwatorów nie kiwnie nawet palcem. Bo w czyim miałoby to być interesie?

Foto: Pixabay

Noc wyborcza z 3 na 4 listopada 2020 r. była nocą cudów. Wstępne wyniki dawały zwycięstwo dotychczasowemu prezydentowi, który wyraźnie wygrywał w newralgicznych stanach takich jak Floryda, Ohio, Iowa. W stanach wahających się, takich jak Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Georgia Donald Trump miał przewagę kilkuset tysięcy głosów w każdym z nich- najmniejszą ok. 112 tys. głosów w Wisconsin, ponad 290 tys. głosów w Michigan, 365 tys. głosów w Georgii i prawie 700 tys. głosów w Pensylwanii. I nagle wstrzymano liczenie głosów w tych stanach, jednocześnie wypraszając obserwatorów republikańskich i przedstawicieli mediów. To co nastąpiło potem możemy określić magią wyborów. Lawinowo przybywało głosów na Joe Bidena w ilościach wystarczających, żeby wyprzedzić dotychczasowego lidera.

Zgodnie z oficjalnie podawanymi danymi wybory w USA wygrał Joe Biden uzyskując bezprecedensowe 81 milionów głosów! To o ponad 12 milionów więcej od rekordowych 69 milionów jakie uzyskał Barack Obama w 2008 r.

Już 4 listopada było wiadomo, że z prezydenckimi wyborami  jest coś nie tak. W powyborczą środę Donald Trump w oświadczeniu wygłoszonym z Białego Domu powiedział: „To jest oszustwo dokonane na amerykańskim społeczeństwie. To jest wstyd dla naszego kraju. Wygraliśmy te wybory.” Zaledwie 4 dni po wyborach kilka kluczowych stacji telewizyjnych, w tym Fox News ogłosiło Joe Bidena zwycięzcą wyborów 2020 r. Do działań nad wyjaśnieniem fałszerstw wraz ze sztabem prawników w imieniu prezydenta Trumpa został oddelegowany był burmistrz Nowego Jorku, znany prawnik, Rudy Giuliani. Podczas wysłuchań przed komisjami parlamentów poszczególnych stanów, co do których zachodziły poważne podejrzenia zaistnienia znaczących nieprawidłowości, zdołał przedstawić wielu zaprzysiężonych świadków, ekspertyz, potwierdzonych dokumentów. Media obiegł film z komisji wyborczej w stanie Georgia z wyjmowanymi spod przykrytego obrusem stołu walizkami pełnymi kart wyborczych, zliczanymi potem potajemnie pod nieobecność republikańskich obserwatorów i mediów.  

Lista i skala nieprawidłowość w wymienionych powyżej stanach została przedstawiona m.in. w raportach Petera Nawarro, niedawno opublikowanym 270 stronicowym raporcie prokurator Sidney Powell, w szeregu informacjach i zestawieniach zaprezentowanych przez prawników Giulianiego, czy skierowanym do Sądu Najwyższego pozwie Stanu Texas, do którego dołączyło ponad 20 innych stanów i ponad 100 amerykańskich kongresmenów. Raport dotyczący wpływu obcych państw na proces wyborczy w USA miał zostać przygotowany i przedstawiony przez Johna Ratcliffe’a dyrektora Wywiadu Narodowego, jednak publikacja tego dokumentu została przełożona na początek stycznia 2021 r.

Dla prokuratora generalnego i szefa Departamentu Sprawiedliwości Willama Barra nie były to powody wystarczające do podjęcia jakichkolwiek działań sprawdzających przez podległe mu służby, w tym FBI. Nie wszczęto śledztw, nie przejęto maszyn wyborczych, nie wiadomo co dzieje się z serwerami, które we Frankfurcie i Barcelonie miały zliczać głosy w amerykańskich wyborach. Bez audytu tych urządzeń i bez weryfikacji kart do głosowania wraz z podpisami w każdym ze stanów, w którym zachodzi podejrzenie znaczącego wyborczego fałszerstwa, na przyszłego rezydenta Białego Domu padnie nieusuwalny cień fałszywej elekcji. Legalność jego wyboru a co za tym idzie jego wiarygodność już zawsze będą poddawane w wątpliwość.

Sądy poszczególnych stanów również nie były zainteresowane zbadaniem i wyjaśnieniem bezprecedensowego fenomenu zwycięstwa Sleepy Joe Bidena. Takiego zainteresowania nie wykazał jak dotąd także Sąd Najwyższy USA.

W międzyczasie na światło dzienne wychodziły powiązania rodziny Bidenów z chińskimi politykami, przedsiębiorcami i służbami specjalnymi, afery finansowe i skandale obyczajowe Huntera Bidena, ukrywane dotąd skrzętnie przez służby specjalne i media. Politycy Partii Demokratycznej,  ale nie tylko, mieli być powiązani z chińskim biznesem i szpiegami. Głównym inwestorem w firmę będącą właścicielem maszyn wyborczych zliczających głosy w 28 stanach (wpłata 400 milionów dolarów na kilka tygodni przed wyborami) miała być Komunistyczna Partia Chin za pośrednictwem instytucji finansowych, w których mają udziały chińskie banki i spółki.

Pomimo niezwykle buńczucznych zapowiedzi wygłaszanych w odezwach do narodu i na Twitterze, prezydent Trump zdawał się nie wykorzystywać wszystkich dostępnych mu narzędzi i posiadanych prerogatyw, w celu wyjaśnienia wszelkich wyborczych nieprawidłowości. Nie ma audytów maszyn wyborczych, nie ma audytów kart do głosowania i podpisów, nie ma audytu frankfurckich i barcelońskich serwerów, nie został powołany prokurator specjalny, którego celem byłoby zebranie wszelkich dostępnych dowodów związanych z procesem wyborczym i przedstawienie ewentualnych aktów oskarżenia. Prezydentowi supermocarstwa pozostało wezwanie swoich rodaków do Waszyngtonu na 6 stycznia 2021 r. Po co? Nie wiadomo.

Jednym z haseł z którymi do wyborów szedł Donald Trump była obietnica osuszenia waszyngtońskiego bagna. Ataki i manipulacje mediów głównego nurtu, cenzura w mediach społecznościowych, bierność i strachliwość amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, indolencja służb specjalnych, wreszcie zdrada część własnego obozu politycznego łącznie okazały się przeszkodami zbyt potężnymi do pokonania. Bagno jest zbyt wielkie, żeby stawił mu skutecznie czoła nawet lider Wolnego Świata. Człowiek dysponujący najpotężniejszą armią, arsenałem nuklearnym, służbami specjalnymi, sztabem ekspertów, doradców i prawników wydawał się bezradny jak dziecko wobec bezwzględności systemu schyłkowej amerykańskiej demokracji.

„Wszyscy wiedzą, że wybory sfałszowano, jednak Trump jest zbyt słaby, żeby tego dowieść”- to echa komentarzy, jakie pojawiają się w powyborczych dyskusjach. Liczy się siła, bezwzględność, konsekwencja, nieustępliwość, nieograniczone zasoby i brak moralnych zasad. Wtedy demokracja, system prawny, procedury, uczciwość czy prawda nie mają znaczenia. To skuteczność jest miarą prawdy. Choćby i wbrew faktom.

Gdyby fałszerstwo wyborcze zostało potwierdzone sądownie, to biorąc pod uwagę jego złożoność i skalę, w Ameryce musiałoby dojść do politycznej czystki, musiałby się posypać długoletnie wyroki za udział w fałszerstwie, współpracę z obcymi państwami na szkodę USA, a być może także za zdradę stanu. W terenie i na Kapitolu musiałoby spaść wiele głów. A tak wystarczy, że spadnie jedna- głowa prezydenta Trumpa. Establishment i główne media nie będą po nim płakać.

Ameryka traci twarz, traci wiarygodność. Nie będąc w stanie obronić demokracji na własnym podwórku traci moralne prawo do globalnej dystrybucji i asekuracji systemu społeczno-politycznego, którego była światowym gwarantem. Zatwierdzając karykaturalną postać procesu wyborczego, zamiast liderem wolnego świata musi stać się jego pośmiewiskiem. Sąd już tylko krok do utraty dominacji w sferze gospodarczej i monetarnej. Po klęsce wizerunkowej nastąpi przyspieszony proces upadku dolara jako waluty rezerwowej świata i utrata pozycji hegemona. To będzie realna cena powszechnej akceptacji wyborczego fałszerstwa. Zapłacą ją również wszystkie państwa funkcjonujące w ramach liberalnych demokracji i wolnorynkowego kapitalizmu. Przypieczętowanie fałszerstwa wyborczego w USA będzie przypieczętowaniem końca obydwu tych systemów- kapitalizmu i demokracji w ich dotychczasowych formach.

Dawniej mówiło się, że Chińczycy potrafią podrobić wszystko, każdy produkt. W przypadku amerykańskich wyborów przeszli samych siebie. Rękoma skorumpowanych elit, przy bezczynności służb specjalnych, poparciu BigTech i głównych mediów wyprodukowali podróbkę amerykańskiego prezydenta. To, że osoby na najwyższych stanowiskach w Waszyngtonie od 20 stycznia będą mogły funkcjonować wyłącznie na chińskiej licencji zdaje się nie przeszkadzać liderom Zachodu. Gratulacje „prezydentowi elektowi” przesłali wszyscy, wliczając papieża Franciszka.

Roma locuta, causa finita.

SAD

Trump nie może przekazać władzy Chinom

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zostały sfałszowane- nie ma co do tego cienia wątpliwości. Ujawniane z każdym kolejnym dniem dokumenty, raporty, analizy, zeznania świadków potwierdzają, że skala i metody fałszerstw nie miały precedensu w historii USA. W operację zmiany wyników wyborczych musiały być zaangażowane setki urzędników, polityków, pracowników mediów i służb specjalnych. Zgodnie z raportem Johna Ratcliffe’a, Dyrektora Wywiadu Narodowego USA, wpływ na wybór prezydenta najpotężniejszego państwa świata miały Iran, Rosja i Chiny. Jednak to właśnie Chiny mają być głównym rozgrywającym na amerykańskiej arenie, wykorzystując zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych aktorów zastępczych.

Jeżeli dziś komukolwiek się wydaje, że wynik wyborów prezydenckich w USA został definitywnie przesądzony, nadchodzące dni mogą go zadziwić.

Foto: Pixabay

Raport Ratcliffe’a miał zostać opublikowany do 18 grudnia, stając się podstawą dla prezydenta Trumpa do podjęcia ponadstandardowych kroków na podstawie wydanego we wrześniu 2018 r. dekretu dotyczącego  nałożenia określonych sankcji w przypadku ingerencji zagranicznej w wyborach w Stanach Zjednoczonych. Z uwagi na szereg nadal prowadzonych postępowań przez poszczególne agencje, raport Dyrektora Wywiadu Narodowego ma zostać przedstawiony na początku stycznia 2021 r.

W międzyczasie został zaprezentowany 36 stronicowy raport Petera Navarro, Dyrektora  Urzędu ds. Handlu i Polityki Produkcyjnej, zatytułowany „Nieskazitelne oszustwo. Sześć kluczowych wymiarów nieprawidłowości wyborczych.” Stwierdza on, że w sześciu spornych stanach, tj. w Arizonie, Georgii, Michigan, Nevadzie, Pensylwanii i Wisconsin doszło do szeregu nieprawidłowości, które są „więcej niż wystarczające” aby zmienić wyniki głosowania na korzyść Donalda Trumpa. Jako obszary, w których nastąpiły owe nieprawidłowości raport wymienia: jawne fałszerstwa wyborcze (w 4 z 6 powyższych stanów), niewłaściwe przekazywanie kart do głosowania (w 5 z 6), błędy sporne (w 6 z 6), złamanie klauzuli równej ochrony (w 6 z 6), nieprawidłowości związane z maszynami do głosowania (w 5 z 6), znaczące anomalie statystyczne (w 5 na 6).

„Dowody wykorzystane do przeprowadzenia tej oceny obejmują ponad 50 pozwów i orzeczeń sądowych, tysiące oświadczeń pod przysięgą i oświadczeń, zeznania w różnych miejscach państwowych, opublikowane analizy przez ośrodki analityczne i ośrodki prawne, filmy i zdjęcia, komentarze publiczne oraz obszerne relacje prasowe” – mówi raport Petera Navarro.

12 grudnia odkryto, że nastąpił cyberatak na firmę SolarWinds, która obsługiwała ponad 300 tys. klientów, w tym wielu klientów rządowych oraz znaczących firm sektora prywatnego. Atak mógł dotyczyć Pentagonu, Departamentu Energetyki oraz systemów kontroli broni atomowej.

„To może być preludium do wojny”– oświadczył w wywiadzie dla telewizji Fox News Morgan Wright, były doradca rządowy, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa potwierdzając, że trwający od wielu miesięcy elektroniczny atak na instytucje, urzędy i firmy amerykańskie jest sprawą niezwykle poważną. „Na cel wzięto również podmioty dostarczające rozwiązań z zakresu cyberbezpieczeństwa”- potwierdził Morgan.

Generał Michael Flynn, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w wywiadzie dla tej samej Fox News stwierdził, że:  „Cyberatak na firmę SolarWinds jest punktem wejściowym do całej infrastruktury krytycznej Stanów Zjednoczonych (…)  To są bezpośrednie zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa narodowego. Mamy dowody na zagraniczne wpływy na przebieg wyborów takich krajów jak Chiny, Iran, Korea Północna, Rosja. To są przeciwnicy, którzy chcą zdominować nasz kraj swoją ideologią. Nie możemy dłużej popełniać samobójstwa i grać w cybernetyczne gry, jakby to były gry wideo.

O godz. 15.30 czasu wschodnioamerykańskiego w Białym Domu miało się rozpocząć spotkanie prezydenta Trumpa z szefem Departamentu Obrony Chrisem Millerem.

Z informacji, jakie podają amerykańskie media Pentagon właśnie wstrzymał przekazywanie informacji oraz dostępów do istotnych danych, odwołując spotkania z ludźmi byłego wiceprezydenta Joe Bidena. Emerytowany czterogwiazdkowy generał z czasów administracji Billa Clintona, Barry R. McCaffrey informując o tym fakcie na Twitterze dodał, że „TRUMP-MILLER PRZYGOTOWUJĄ COŚ NIEDOBREGO. NIEBEZPIECZEŃSTWO.” To właśnie Chris Miller miał podjąć decyzję wstrzymującą dalszą współpracę Pentagonu z ludźmi Bidena.

Na jaw wychodzą coraz to nowe powiązania amerykańskich polityków z chińskimi biznesmenami, przedstawicielami Komunistycznej Partii Chin czy wręcz chińskimi szpiegami. Głośna stała się już sprawa kongresmena Partii Demokratycznej Eric’a Swalwell’a, który miał romans z chińską agentką wywiadu Fang Fang. To właśnie Swalwell był jednym z oskarżających Donalda Trumpa w sprawie powiązań amerykańskiego prezydenta z Rosją, którego rezultatem miał być impeachment. Tymczasem zasiadający w Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów z polecenia szefowej tej izby Nancy Pelosi (trzeciej osoby w USA), będący jej bliskim współpracownikiem Swalwell sam sypiał z wrogiem. Dosłownie.

Bliskich koalicjantów Państwa Środka nie brakuje również wśród polityków Partii Republikańskiej. Żoną szefa republikańskiej większości w Senacie, Mitch’a McConnell’a jest urodzona na Tajwanie Chinka Elaine Chao, której najbliższa rodzina- w tym jej ojciec- miała i ma silne powiązania z komunistycznymi Chinami i tamtejszymi elitami. Sistra Elaine, Angela, poza zarządzaniem rodzinnym biznesem założonym przez ojca, zasiadała również w zarządzie Bank of China, a także w zarządzie Izby Promocji Handlu Międzynarodowego, stworzonej przez chiński rząd. Małżeństwo republikańskiego senatora i chińskiej milionerki miało otrzymać od rodziny pani Chao w ramach prezentów ponad 20 milionów dolarów.

W 2019 roku 78 letni dziś McConnell miał blokować ustawy mające zapewniać bezpieczeństwo wyborów i miało się to odbywać w porozumieniu z lobbystami firmy Dominion. W dniu 15 grudnia 2020 r. lider republikańskiej większości w Senacie powiedział: „Kolegium elektorów zabrało głos. Tak więc dzisiaj chcę pogratulować prezydentowi elektowi Joe Bidenowi ”.

Jak podaje związany z kampanią Trumpa prawnik Lin Wood, firma Dominion Voting Sysems, której maszyny były wykorzystywane w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich w 28 stanach zaledwie miesiąc przed wyborami otrzymała 400 milionów dolarów za pośrednictwem szwajcarskiego banku blisko związanego z Komunistyczną Partią Chin.

W wyniku szczegółowego audytu ponad 20 maszyn Dominion w stanie Michigan stwierdzono, że oprogramowanie tych urządzeń zostało celowo zmienione aby wpływać na wyniki wyborów. Poziom błędu tych maszyn wynosił 68,5%.

W wybory prezydenckie w USA zaangażował się również szef i główny udziałowiec Facebook’a Mark Zuckerberg, inwestując ponad 500 milionów dolarów. Zaangażowanie przedstawiciela Big Tech najlepiej skomentował były Prokurator Generalny Stanu Kansas twierdząc, że:

„Wybory były transparentne ponieważ Ameryka była w pokoju, w którym przeliczane są głosy. Nie dostaliście takiej możliwości w tych wyborach, nie było was tam. Mark Zuckerberg był. Prawdą jest to, że Ameryka została wykopana z pokoju, w którym przeliczane są głosy, natomiast miliarderowi pozwolono tam wejść (…) Zuckerberg zapłacił za sędziów wyborczych, kupił skrzynie, w które wrzucane były karty do głosowania, zapłacił lokalnym przedstawicielom, którzy zasłaniali okna przed chcącymi obserwować liczenie głosów, pieniądze Zuclerberga kupiły maszyny Dominion i inne, pieniądze Zuckerberga zostały wpłacone Sekretarzom Stanu, jak Jocelyn Benson z Michigan, która walczyła z przejrzystością wyborów poprzez odmowę udostępnienia zapisów komputerowych z wyborów i próbując zakopać raporty ze szczegółowych badań tych zapisów. (…) Nie jest rolą Sekretarz Stanu zabezpieczanie interesów prywatnych firm produkujących i dystrybuujących maszyny do głosowania ale bronienie interesów  mieszkańców stanu Michigan.”

Żoną Marka Zuckerberga jest mająca chińskie korzenie Priscilla Chan.

Chińczycy, korzystając z nauk swojego skutecznego sąsiada Józefa Wissarionowicza twierdzącego, że „nieważne kto głosuje, ważne kto liczy głosy” poszli kilka kroków dalej. Zadbali nie tylko o należyte przeliczenie głosów na serwerach zlokalizowanych we Frankfurcie i Barcelonie, ale też wcześniej przygotowali organizację przebiegu samych wyborów oraz powyborcze, medialno-polityczne wsparcie. Zarówno progresywne elity lokalne i światowe, część republikańskich polityków, jak i media głównego, amerykańskiego nurtu wywiązują się z zadania znakomicie.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę prezydent Trump i jego otoczenie. Przekazanie władzy ekipie Joe Bidena na podstawie ewidentnie sfałszowanych wyborów przy udziale obcych mocarstw byłoby ze strony głowy państwa zdradą stanu. Byłoby przekazaniem władzy nad Stanami Zjednoczonymi Komunistycznej Partii Chin. Bez walki.

Trudno uwierzyć, że politycy polscy i europejscy nie są w pełni świadomi sensu i przyszłych skutków toczących się w USA procesów. Trudno tez wyobrazić sobie, że polscy dziennikarze i publicyści tak niewiele rozumieją z tego co dzieje się tam obecnie. Nie chce się wierzyć, że chińskie macki sięgnęły aż na mazowieckie równiny czy pod bramę Kraka. Jedynymi powodami, dla których w Polsce mamy do czynienia z niedoinformowaniem czy wręcz dezinformacją na temat „amerykańskiego przekrętu” wydają się być lenistwo, ignorancja i krótkowzroczność. Zwłaszcza ze strony tych, którzy mieli być ekspertami, a których komentarze ograniczają się do listy hipotetycznych członków administracji Joe Bidena, odwiedzin Polski przez Mike Pence w styczniu 2021 r., czy histerycznego powtarzania bezwartościowego poznawczo, niewnoszącego nic do dyskusji  stwierdzenia, że „Trump przegrał!”

Z perspektywy amerykańskiego społeczeństwa wszystkie systemy bezpieczeństwa zawiodły.

Wybory w USA z demokracją miały niewiele wspólnego. Nie miały wspólnego właściwie nic. Jeśli prezydent największego mocarstwa świata, pod naciskiem lokalnych elit i obcych mocarstw, zgodzi się na wyborczy przekręt, to społeczeństwa demokracji zachodnich będą musiały zgodzić się na każdy przekręt, o dowolnej skali,  dowolnym charakterze i dowolnych konsekwencjach. Pod presją własnych skorumpowanych, szantażowanych, chciwych elit współpracujących z wrogimi państwami, społeczeństwa zachodnie będą musiały zgodzić się na wszystko.  I to oznacza nie tylko koniec liberalnej demokracji oraz wolnorynkowego kapitalizmu, lecz również początek rządowo-korporacyjnej tyranii pod dyktando elit. Na wzór chiński.

Jeśli dojdzie to zatwierdzenia chińskiej okupacji Stanów Zjednoczonych w postaci prezydenckiego zaprzysiężenia Joe Bidena 20 stycznia 2021 r. świat czeka globalny, totalitarny, chińsko-amerykański duopol, któremu nie zdoła przeciwstawić się nikt. Ameryka, podobnie jak cała reszta świata zachodniego, zostanie przekształcona w państwo totalitarne. Co oznacza, że nowy system na wzór chińskiego cyfrowego zamordyzmu będzie powszechnie obowiązującym systemem społeczno-politycznym w każdym państwie świata, do którego doprowadzono prąd.

W tej konfiguracji administrowany w imieniu Państwa Środka przez skorumpowane amerykańskie elity były hegemon stanie się jedynie junior partnerem dla rozpędzonych, nabierających wiatru w żagle Chin.

 „My dopiero rozpoczęliśmy walkę!”– 12 grudnia 2020 r. korzystając z Twittera obwieścił wszem i wobec prezydent Stanów Zjednoczonych Donald J. Trump

Czy można nie wierzyć najpotężniejszemu przywódcy Wolnego Świata? Okaże się w najbliższych kilku dniach. Czasu na uratowanie Ameryki pozostało naprawdę niewiele.

SAD