Nikt nas nie pyta o to, co chcielibyśmy robić…

Październikowy niedzielny wieczór, centrum 4,5 tysięcznego miasteczka na Mazowszu. Przejeżdżając wokół Rynku zauważam grupkę młodych ludzi przy ławce obok dawnego postoju Taxi. Druga grupka okupuje schodki w pobliżu Alejowej, trzecia kryje się w cieniu przy ul. Kościuszki. „Czemu nie realizujecie się na Przystanku Historii i Kultury?” – pytam zebranych w sąsiedztwie postoju Taxi. „Bo tam policja spisuje– słyszę w odpowiedzi.

Gdy podjeżdżam na pusty parking przy wylocie ul. Warszawskiej zajmujący ławkę młodzi ludzie lekko się niepokoją.

„Cześć, nie stresujcie się, chciałem was o coś zapytać”- zaczynam rozmowę.

„Dobry wieczór. Ale my się nie boimy”.

Prawidłowo- pomyślałem.

Ławka, kościół, widok z mostu…

Grupka, którą zaczepiam w niedzielny wieczór to licealiści. Większość dojeżdża do szkół w Sobolewie i Garwolinie. Spokojni, uśmiechnięci, wyraźnie zaciekawieni kolejnymi pytaniami.

„Gdzie młodzi ludzie w Łaskarzewie mogą pójść, spotkać się, porozmawiać?”

„Tu, na Rynku, w Alejki, na Stadion…” – wyliczają.

„Ale chyba nie wtedy, kiedy rozgrywane są mecze?”

„No raczej”- odpowiadają ze śmiechem.

Z punktu widzenia łaskarzewskiej młodzieży perspektywa spędzania weekendowych, jesiennych wieczorów „w mieście” musi być przygnębiająca. Od dwóch dekad nie ma tu miejsca, w którym mogliby wspólnie spędzić wolny czas, poznać się, zintegrować.

„Czemu nie realizujecie się na Przystanku Historii i Kultury?”– pytam.

„Bo tam policja spisuje odpowiada jeden z licealistów.

„Od czasu, kiedy ktoś zbił tam szybę, gdy siedzieliśmy na przystanku wieczorem podjeżdżała policja i spisywała. Dlatego tam nie chodzimy.”- dodaje.

Uprzejmi, kontaktowi, rozmowni, zadziorni. Łaskarzewska młodzież.

Gdyby było kino, bilard, kręgle…

„Czy ktoś was w ogóle pyta o to, co chcielibyście robić, jak chcieli byście spędzać czas? Czy ktokolwiek z urzędników, radnych pytał was o to?” – próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej.

„Nikt”– pada niemal jednogłośnie.

„Kiedyś w podstawówce wypełnialiśmy ankiety. Pisaliśmy co byśmy chcieli, zaznaczaliśmy podane tam odpowiedzi”– dodaje jeden z nich.

„I co potem?”– dopytuję.

„Potem znów było tak samo” odpowiada z rezygnacją.

„Żeby chociaż było kino”– wtrąca inny.    

Zapytałem co sądzą o tym, żeby w weekendy otwarty był- jak to bywało dawniej- Klub Bajka. I czy nie woleliby spędzać wieczorów właśnie tam.

„Najlepiej byłoby gdybyśmy mogli coś porobić sami. Może żeby przynajmniej był bilard. Tu jeszcze niedawno bilard był prywatnie, 10 zł za godzinę. To braliśmy sobie na wieczór” – wyjaśniają.

„Bilard by zadziałał?”– dopytuję.

„Jasne”– uśmiechają się ożywieni.

„Albo kręgle. Kręgle byłby optymalne. Dwa tory, jakieś stoliki.”

 „Napiszę o was. Sprawdźcie internet. Za godzinę.”– kończę i odchodzę do samochodu.

„Proszę nam jeszcze zrobić zdjęcie!” – słyszę za plecami.

Odwracam się. Robię.

Sławomir Danilczuk


Powyższy artykuł powstał przy współpracy z Fundacją Lokalny Reset.
Wesprzyj Fundację swoją wpłatą.

Fundacja Lokalny Reset
25 1020 4476 0000 8002 0467 7771

Na cele statutowe fundacji