Pamięci mojej mamy Teresy Danilczuk- pożegnanie prywatne

Jeśli mógłbym opisać życie mojej mamy używając tylko dwóch słów byłyby to: poświęcenie i niezależność.

Poświęcenie – słowo z pewnością nieobce wszystkim, którzy urodzili się w czasie zawieruchy wojennej albo tuż po niej. Moja mama, Teresa, nazywana przez wszystkich z rodziny i znajomych Janeczką, urodziła się jako siódme, najmłodsze dziecko Marianny i Feliksa Łubów w ostatnim dniu marca 1941 roku w Łaskarzewie.

O niezależność w czasach powojennych, a tym bardziej w czasach współczesnych, było i jest znacznie trudniej.

Będąc dzieckiem tak bardzo chciała się uczyć, że babcia (jej mama) musiała przekonać dyrektorkę szkoły, żeby drobną dziewczynkę z warkoczykami przyjęła do pierwszej klasy o rok czy dwa lata wcześniej niż wynikało to z metryki urodzenia. Zeszyty z lat szkolnych mojej mamy, które zachowały się do dziś, wyglądają jak doskonałe kaligrafie. Jak wydruki z komputera czcionką Lucida Calligraphy w zeszytach w linie z lat 50-tych. Lekcje, podobnie jak większość dzieci w tamtych czasach, często odrabiała na parapecie przy lampie naftowej. Benedyktyńska robota. Dziś trudno uwierzyć, że można było tak prowadzić zeszyty do polskiego, historii, biologii czy francuskiego. Poświęcenie nauce.

Pod koniec lat ’50 Teresa Janina z domu Łuba ukończyła Liceum Ogólnokształcące w Sobolewie, następnie Technikum Ekonomiczne w Garwolinie. W połowie lat 60-tych rozpoczęła pracę jako księgowa w łaskarzewskim GeEsie, gdzie przepracowała niemal 30 lat. Poświęcenie pracy.

Występy publiczne w dzieciństwie, recytacje, zamiłowanie do śpiewu i tańca, ironiczne i abstrakcyjne poczucie humoru, artystyczne zacięcie – niewielu z obecnych znało moją mamę z tej właśnie strony. Ja mogłem się o tym przekonywać latami aż do ostatnich dni jej długiej choroby. Często rozmawialiśmy o życiu, o zasadach, o rodzinie, o polityce. O polityce potrafiła rozmawiać godzinami.

Bardzo wspierała mnie w moich ostatnich projektach, była bardzo dumna z kolejnych publikacji. „Mów do ludzi, mów prostym językiem, przekazuj dokładnie to o co ci chodzi, bez wydziwiania” – strofowała mnie przed pierwszym wywiadem przed kamerą.

W młodości lubiła podróżować. Często odwiedzała swoje siostry i brata w Warszawie. Tu mogła pracować, osiedlić się, miała „propozycje pracy i zamieszkania” – jak wówczas mawiano. Wybrała Łaskarzew, gdzie przeżyła ponad 80 lat.

W ostatnim tygodniu przed śmiercią marzyła, żeby wrócić do swojego domu, gdzie czuła się najlepiej. „W domu sobie ugotuję to co lubię (gotowała rewelacyjnie) i wreszcie się wyśpię, odpocznę” – mówiła. „Dla mnie Łaskarzew jest jak Paryż” – dodała, a ja słuchałem oniemiały.

Po ukończeniu technikum chciała studiować prawo. Podjęła działania w tym kierunku. Trudna sytuacja powojenna i okoliczności rodzinne spowodowały, że Teresa Janina nie mogła realizować swoich zawodowych pasji. Życie napisało inne scenariusze.

Poświęciła się rodzinie, wychowaniu synów. Tu jej oddanie przekraczało często poczucie zdrowego rozsądku. Swoim dzieciom poświęcała się bez reszty.

Gdy była w pełni sił, pełna energii, na Janeczkę mógł liczyć każdy – siostry, brat, kuzyni i ich rodziny. Janeczka doradzała i pomagała wszystkim – potrafiła pomóc każdemu. Do Janeczki zawsze można było przyjść, na Janeczkę zawsze można było liczyć. Była jednoosobowym rodzinnym biurem doradczym ds. rozwiązywania spraw trudnych i niemożliwych. Poświęcenie rodzinie.

Pomimo samotnego wychowywania dwóch niesfornych chłopaków, Janeczka znajdowała czas, żeby opiekować się swoimi wiekowymi rodzicami do końca ich dni – ukochanymi mamą i tatą.

Zawsze chciała żyć po swojemu, na swoich zasadach. „Nie być zależną od nikogo” – powtarzała. Nie lubiła kompromisów, nie chciała chodzić na skróty, nie zwracała uwagi na plotki i szepty. „Niech sobie gadają” – mówiła. Wiedziała swoje.

Często jednak górę brały poświęcenie i obowiązek – przede wszystkim wobec dzieci ale też swoich drogich rodziców. W ostatnich dniach, gdy leżała w szpitalu poważnie chora, mówiła mi, że idzie spotkać się właśnie z nimi.

Wieloletnia, bolesna choroba nie przeszkodziła jej w zachowaniu pogody ducha, ironicznego poczucia humoru. Nie zrezygnowała przy tym z korzystania z całej palety ciętych uwag i surowych ocen, których zdarzało jej się nadużywać. Podobnie jak kawy i papierosów – nie potrafiła z nich zrezygnować.

Pan Bóg pozwolił, że gdy odchodziła, spokojna i pogodzona, mogłem trzymać ją za rękę. Zmarła w poniedziałkowy wieczór, 26 lipca 2021 r.

Kocham Cię, mamo. Odpoczywaj w pokoju.

PS.

Pragnę podziękować mojej rodzinie, najbliższej i dalszej, za nieustające wsparcie i troskę, jakimi obdarowali moją mamę, zwłaszcza w ostatnich latach jej choroby.