Fałszywa obietnica poCOVID’owej normalności

To powinien być news dnia! Tygodnia! News roku! Bomba! Petarda! Afera nie tylko na całą Polskę ale na całą Europę! Na cały świat! Oto członek Rady Medycznej przy premierze RP, Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, prof. dr hab. n. med. Robert Flisiak ogłasza publicznie, że „teksty antygenowe powinny trafić na śmietnik.” Testy, na podstawie których rząd wprowadza obostrzenia, ogłasza żółte, czerwone (a może już wkrótce czarne strefy), zamyka szkoły, uniwersytety, narzuca firmom pracę zdalną, skazuje na likwidacje szereg branż i sektorów gospodarki, ogranicza uczestnictwo w ważnych uroczystościach kościelnych, są warte tyle co śmieci.

Media, eksperci, dziennikarze, nawet ci prawicowi, najbardziej niezależni i niepokorni udają, że tej, i wielu innych wypowiedzi nie było, nie ma, że nic się nie stało i nie ma o czym mówić. Pandemia kręci się dalej.

Foto: Wikimedia Commons

Należący nadal do rządowej Rady Medycznej prof. Flisiak stwierdził, że testy „dają wynik porównywany z rzutem monetą i to jest potwierdzone: 40% czułość, w ośrodku, który miał potwierdzić przydatność”. To są testy, „które zostały sklecone gdzieś w Korei na początku pandemii w styczniu, w lutym, przetrzymane w magazynach i w tej chwili wypchnięte SOR’ów i izb przyjęć w Polsce”. „Ci, którzy chcą uparcie stosować sami sobie szkodzą.”

Jeśli polski rząd wprowadzał i wprowadza ograniczenia, restrykcje, obostrzenia skutkujące ruiną gospodarczą, dodrukowuje setki miliardów złotych i zamierza wyszczepić wszystkich dorosłych Polaków niezweryfikowanymi specyfikami bazując na wynikach „śmieciowych testów”, od których rzut monetą jest bardziej skuteczny, to mamy do czynienia z aferą rozmiarów gargantuicznych.

Jakby tego było mało premier RP uzasadniając decyzje o ograniczeniach i zachęcając do ograniczania aktywności w przestrzeni publicznej powołuje się na analizy i projekcje, opracowane przez uniwersyteckich naukowców z Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego, którzy w swoich badaniach bazowali na opracowaniach 19-letniego licealisty. Dawne Ministerstwo Cyfryzacji wchłonięte obecnie przez Kancelarię Prezesa RM (premier Morawiecki jest nominalnym ministrem cyfryzacji) w 2017 r. zatrudniało 332 osób, w tym 90 głównych specjalistów. Kadry ministerstwa zdrowia rok wcześniej liczyły ponad 700 osób. Ponad 1000 osobowa rzesza urzędników i specjalistów w obliczu największego od niemal 100 lat kryzysu gospodarczego skazuje premiera rządu RP na korzystanie z pracy maturzysty. Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego, modelujący komputerowo i matematycznie pandemię musieli spłonąć ze wstydu. Symbolicznie.

Trwają prace nad budową „baz medycznych”, szpitali polowych na wzór Stadionu Narodowego. Już teraz wskazano kilkadziesiąt nowych lokalizacji m.in. w Opolu (150 łóżek w Centrum Kongresowo-Wystawienniczym), we Wrocławiu (400 miejsc w centrum kongresowym), w Gdańsku (450 miejsc na terenie Międzynarodowych Targów Gdańskich), w Łodzi (hala Expo- ponad 270 łóżek), w Lublinie (400 łóżek w obiektach Targów Lublin), w Poznaniu (600 łóżek na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich), w Krakowie (hala Expo- 375 miejsc), w Katowicach (500 łóżek w Międzynarodowym Centrum Kongresowym). Poza tym m.in. w Kielcach, Białymstoku, Płocku, Radomiu, Ostrołęce, Siedlcach, Krynicy-Zdroju,  Pyrzowicach, Szczytnie, Nidzicy, Ciechocinku, Zielonej Górze. (za Gazeta Prawna.pl)

Około 10 tys. nowych miejsc polowych dla pacjentów COVID’owych. Jeżeli jednak okaże się, że tak jak na Stadionie Narodowym nie będą mogli być tam leczeni pacjenci naprawdę chorzy, będzie to oznaczać zupełnie inny cel tworzonych w pośpiechu „szpitalnych baz”.

Władze RP są w trakcie budowy równoległego do placówek medycznych podległych Ministerstwu Zdrowia „systemu ośrodków”, który prawdopodobnie będzie podlegał bezpośrednio wojskowym służbom medycznym. W Ministerstwie Obrony Narodowej odbyła się odprawa z udziałem ministra Błaszczaka „z dowódcami Wojska Polskiego i kadrą kierownicza resortu na temat zaangażowania Wojska Polskiego w walkę z koronawirusem.”

Tymczasem świat obiegła wiadomość, że firma Pfizer we współpracy z BioNTech już wkrótce dostarczy szczepionkę na COVID-19 o 90% skuteczności. Warto zwrócić uwagę na mniej znaną część tego tandemu, firmę BioNTech, o której to „niemieckiej firmie mało kto do tej pory słyszał.” Jej mózgami ma być turecko-niemiecki, małżeński wunderteam. Historia niemal jak z opowieści o „dolinie krzemowej” i geniuszach tworzących w garażu algorytmy nowej wyszukiwarki. Jednak globalna sieć to nie to samo co populacja całego globu. Jeśli obejrzymy wywiad z połową tego teamu, panem Tureci, próbującym przekonać nas łamaną angielszczyzną, że ma „prawie doskonały produkt”, i że „jest przekonany, że mają bezpieczną szczepionkę”, to trudno się dziwić, że prezes Pfizera sprzedał akcje zarządzanej przez siebie spółki za ponad 5,5 miliona dolarów. Z całym szacunkiem ale mózg operacji mającej przynieść wybawienie z najczarniejszego koszmaru od Wielkiej Depresji ludzkości całego świata wypowiada się (i wygląda) jakby dopiero co skończył zmianę w Kebab Kingu! Wsłuchując się w jego wypowiedzi można mieć wątpliwości czy wymyśliłby nadający się do konsumpcji sos do pizzy. Nie mówiąc o szczepionce na najbardziej zjadliwą plagę od czasów grypy hiszpanki.

Czy to ma być idące światu na ratunek wunderwaffe?  Avengersi? Drużyna pierścienia? Czy na podstawie zapowiedzi „pana od sosu do pizzy”, założyciela nie znanej dotąd szerzej niemieckiej firmy, rządy cywilizowanego świata będą orkiestrować wyszczepianie swoich społeczeństw pod ścisłym nadzorem wojska? To jest ten cudowny, mający przynieść powrót do normalności, plan?

Jeśli produktom firmy BioNTech nie ufa szef firmy Pfizer (co potwierdza sprzedaż ogromnego pakietu akcji), to dlaczego pokłada w nich nadzieje premier polskiego rządu zamawiając 20 milionów dawek substancji niewiadomej proweniencji, o niezweryfikowanych skutkach działania?

Już dziś popularny wirusolog prof. Włodzimierz Gut twierdzi, że: „Jeżeli spełni się czarny scenariusz, że covid jest taki, jak inne koronawirusy, to szczepienie będzie trzeba powtarzać mniej więcej co trzy lata.” Trudno znaleźć przesłanki, na podstawie których moglibyśmy stwierdzić, że ten wirus miałby być na tyle uprzejmy, żeby okazać się inny niż pozostałe koronawirusy. Dlatego będziemy doszczepiani okresowo. Systematycznie.

Przygotowanie astroturfingowego projektu pandemicznego w skali globalnej i lokalnej z daleka pachnie amatorszczyzną. Testy, które są mniej skuteczne niż rzut monetą, a mimo to państwa inwestują w nie miliardy dolarów, na ich podstawie ograniczają prawa obywatelskie i wyniszczają własne gospodarki; bazy danych przygotowywane przez maturzystów, na podstawie których premier prognozuje o kolejnych możliwych, ogólnokrajowych restrykcjach; szczepionka opracowywana przez zespół, któremu trudno by powierzyć stworzenie receptury dresingu do weselnej sałatki (taki tworzą wizerunek); zaplanowany od początku „pandemii”, programowy zakaz przeprowadzania sekcji zwłok, jakby rządzącym szczególnie zależało na tym, by nikt nie dowiedział się co było prawdziwą przyczyną śmierci ofiar oficjalnie zmarłych na COVID-19. Media nie zadają niewygodnych pytań, dziennikarze nie dociekają prawdy, nie weryfikują dokumentów i faktów, nie weryfikują nawet podstawowych danych, nie wizytują codziennie newralgicznych szpitali, żeby na własne oczy sprawdzić co tak naprawdę tam się dzieje. Wszystko to w obliczu „upadku kapitalizmu” i „końca liberalnej demokracji.” Przyjmowane na wiarę.

Kilku zjawisk okołoCOVIDowych możemy być pewni. Restrykcje i wprowadzane ograniczenie swobód i wolności są realne; wyniszczanie małych i średnich przedsiębiorstw oraz całych branż lokalnych jest realne; zubożenie społeczeństw jest realne i będzie trwałe, nieodwracalne; przygotowywane w pośpiechu „obozy medyczne” są realne. To co mają wstrzykiwać ludziom pod ścisłym nadzorem wojska już dawno zostało opracowane i czeka na transport w tajnych magazynach. Rządy lokalne, tak jak zapowiedział już premier Morawiecki, dopracowują to „ogromne przedsięwzięcie logistyczne”, tak, żeby odpowiednio „przechowywać i dystrybuować ten niezwykle cenny preparat.”  

No chyba, że nie sos do pizzy!

SAD